wtorek, 5 sierpnia 2014

Two Roads rozdział 12.

Jason POV

staliśmy tam patrząc sobie w oczy. Byłem wtedy tak blisko niej... Złapałem ją za obie ręce, i przyciągnąłem jeszcze bliżej. Nasze ciała dzieliły centymetry. Kate głęboko się we mnie wpatrywała, po czym spuściła głowę na dół, patrząc sobie na stopy. Lekko się nachyliłem, i zobaczyłem, jak się rumieni. Chwyciłem jej podbródek między kciuk a palec wskazujący i delikatnie podniosłem. Wyglądała przeuroczo, kiedy była zawstydzona..
- Jason ja...-zaczęła, ale doskonale wiedziałem co chce powiedzieć, więc postanowiłem jej przerwać
- Shh, chodź do mnie- rozłożyłem ramiona gotowe do uścisku, a ona lekko się uśmiechając wtuliła się we mnie. Będąc parę dobrych minut w takiej pozycji, usłyszałem jak jej telefon dzwoni. Odebrała.
- Halo? O, cześć Rose- spojrzała się na mnie w obawie- Tak, niedługo będę.... Um, nie, nigdzie, jestem całkiem niedaleko, spokojnie znam tę okolicę. Z kim jestem? Um, z... z Alle! tak, tak, okej pa..
odłączyła się.
Nie musiałem chyba pytać, z kim rozmawiała. Wyszedłbym na głupiego.
- Chyba muszę cię odwieść...- oznajmiłem, na co ona pokiwała przecząco głową
- Nie. Znaczy... w sumie to tak, ale nie chcę jechać TERAZ.
zacząłem się śmiać
- Już po zachodzie słońca, rozejrzyj się, jak jest ciemno. Uświadamiam cię, że jesteśmy w środku lasu. Wiesz, mi też średnio pasuje, abyśmy już sobie poszli, ale nie chcę żebyś miała problemy...
Po chwili namyślenia rozejrzała się, i mimo tego że było ciemno, to widziałem jak szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia, że już jest tak późno.
-Och, no okej. Choćmy.... Skoro się tak boisz- próbowała mi dokuczyć, jednak jej mina wyraźnie zdradzała, ze jakbym odsunął się od niej chodź o centymetr to posikałaby się ze strachu.
- Ja? Bać się? Chyba mnie z kimś pomyliłaś- zacząłem się śmiać, i postanowiłem ją sprawdzić.
- Um... Poczekaj tu, muszę iść się załatwić...- skłamałem, powstrzymując śmiech przed jej przerażoną miną, ona błyskawicznie mi odpowiedziała. Nie chciała mi okazać, że się boi. Najwyraźniej próbowała zachować obojętność, ale przyznajmy, słabo jej to wychodzi.
-NIE! Nie idź!- chwyciła mnie za skrawek kurtki, i pociągnęła do siebie, rozglądając się dookoła. Zacząłem się jeszcze głośniej śmiać i przytuliłem ją mocno.
- Boisz się.
- Nie boję! Po prostu nie chce zostać sama...
- Czyli się boisz.
- Nie, Jason! - próbowała zaprzeczyć prawdzie.
pokręciłem głową w geście niedowierzania i patrzyłem się na nią z szerokim uśmiechem, na co ona przewróciła oczami.- Choćmy.
Często tam bywałem. Gdy miałem doła, chodziłem tutaj i oglądałem ten piękny widok. Znałem całą drogę na pamięć, wiedziałem, gdzie i jak postawić nogę, aby się nie potknąć. Kate miała mniej szczęścia i ciągle się potykała. Patrząc na nią, wsadziłem swoją rękę pod jej kolana, a drugą przytrzymywałem jej plecy. Miałem ja na rękach.
- C..co ty robisz?
- Nie mogę patrzeć, jak się tak potykasz. Ja znam każdy milimetr tego lasu. Chyba nie masz nic przeciwko, abym zaniósł cię do samochodu, co?
- Dzięki- pocałowała mnie w policzek.
Wsiedliśmy. Pojechałem skrótami, aby szybciej dojechać do celu. Gdy dotarliśmy, dziewczyna nie chętnie wysiadła. Szturchnąłem ją w ramię w geście dodania otuchy.
- Ej, nie smuć się, będzie jeszcze okazja do kontynuowania... no wiesz, tamtego.- Poruszyłem brwiami a ona zaczęła się śmiać.
- dupku! - wyjąkała przez smiech- nie o to chodzi! Po prostu nie chce...- westchnęła- a może i o to chodzi.. Sama nie wiem...- Była zakłopotana.
Patrząc na nią pocałowałem ją w policzek, trochę bliżej ust. Ona się usmiechnęła, i wysiadła. Pokiwałem jej na "do widzenia" a ona odwzajemniła się tym samym. Pojechałem do domu.

________________________________________________________________________________

Kate POV

Oczywiście jak znajdowałam się w pomieszczeniu, Rosalie zadała mi pytanie, gdzie, z kim, po co i dlaczego byłam... Nie lubiłam kłamać, ale w tej sprawie to było konieczne. Poszłam się umyć i położyć. Następnego dnia, podczas robienia śniadania, naszła mnie straszna ochota na odwiedzenie Jasona. Musiałam go zobaczyć. Może dlatego, że przed chwilką z nim pisałam. Głupia ja. Skarciłam się w myślach. Powędrowałam do łazienki. Umyłam zęby, odświeżyłam oddech, uczesałam i wyprostowałam włosy, ubrałam czarne rurki, złoty, cieńki pasek, czarną, dosyć waską bluzkę i granatowy kardian. Zrobiłam makijaż, a usta miałam troszeczkę bardziej czerwone, niż zawszę. Do tego założyłam czerwone baletki, a ze sobą wzięłam dosyć dużą, pojemną, beżową torbę.
-Wychodzę!- krzyknęłam na cały dom
- gdzie? -ciekawska Rosalie wyruszyła do akcji. Żałosne.
-ugh, nigdzie, idę do Alle, a co
- Nic, bądź przed obiadem.
Przewróciłam oczami, i  podreptałam na autobus. To tylko trzy przystanki.
Po ok. piętnastu minutach byłam przed jego domem. Drzwi były lekko uchylone. Zdziwiłam się. Zapukałam, jednak słyszałam tylko rozmowy z góry. Nikt mi nie otworzył, więc postanowiłam wejść. Rozglądałam się i powoli wchodziłam po schodach, idąc w miejsce, w którym dwie osoby rozmawiali. Głosy zaprowadziły mnie do kuchni.

- Stary, nie
-Jason, zobaczysz, będzie fajnie!
- Niee, nie chce. Boże, dawno takiego czegoś nie robiliśmy, zresztą to nie jest jakaś super okazja.
- A własnie że jest! Ja się wszystkim zajmę. Zaproszę gości, zorganizuję itd.
- Po prostu przyznaj się, że masz ochotę się zabawić
- Boże, stary, no mam i co, ale twoje urodziny to też okazja którą trzeba uczcić! 

Urodziny!? Jason ma niedługo urodziny? Postanowiłam przerwać im rozmowę i wejść do pomieszczenia, w której prowadzili konwersację.
- Hej.
spojrzeli się na mnie, po czym uśmiechnęli. I wszystko jasne. Jason rozmawiał z Jamesem.
 On spojrzał się natomiast na Jasona, który wpatrywał się na mnie.
- Cześć, um, długo tu jesteś?
- Nie, z jakieś parę minut- odpowiedziałam
- Och, to pewnie wiesz, że organizujemy imprezę- James podkreslił dwa ostatnie słowa, obserwując jak jego przyjaciel przewraca oczami.
- Tak, słyszałam co nie co. Um, chciałabym porozmawiać przez chwilkę z Jasonem, no wiesz, sam na sam...
-Ou, jasne. Już idę. Stary- odwrócił się do niego- szykuj się.
-Ta- odpowiedział.
Widać było, że niedawno sie obudził, bo miał na sobie szare dresy, i białą luźną bluzkę. widać było mu gumkę od bokserek. Włosy miał poczochrane, a oczy praktycznie mu się zamykały. Chwycił mnie za ręke, prowadząc do salonu, aby położyć się, bo najwidoczniej prędzej tam leżał. Można to było poznać po tym, że telewizor był włączony na jakiś bajkach, a na sofie leżały  koce. Na stoliku była miska z płatkami, więc byłam pewna tego, co przeczuwałam. Położyłam się z nim, chichocząc.
- Co jest takiego zabawnego?- zapytał
- Nie wiedziałam, że lubisz oglądać ten program
Zaczął się smiać, zawstydzony. - Oglądam to tylko rano.
- Nie masz się co stresować, też to oglądam -wybuchliśmy śmiechem.
- A więc...- postanowiłam zacząć- którego masz te urodziny?- usmiechnęłam się tak słodko, jak tylko mogłam. On spojrzał się na mnie złowrogo, ostrzegając żebym nie zaczynała. Buzie miał pełną, więc nic nie powiedział. Zignorowałam to. -Powiedz.
Chwile pomyślał, najwidoczniej nad tym, czy ma mi odpowiedzieć, czy nie. Postanowił to zrobić.
- 8 czerwca.
-Och!! Jak słodko! I co, robisz imprezę, tak? - szczerzyłam się
- Ugh, James mi robi, szczerze, to mi się nie chce
- Przestań, rozchmurz się! Jesteś straszną marudą rano- przybliżyłam się do jego twarzy, z ogromnym uśmiechem na ustach, i pocałowałam go w nos. - Idę się zapytać Jamesa, o której.

2 komentarze: