Jechali tam. Beze mnie. Wiedzieli, że będę ciekawa dlatego nie chcą mnie zabrać.
Zastanawiając się chwilę, co mam zrobić, zdecydowałam, że wyjdę teraz z łazienki z udawanym oburzeniem które tak na prawdę czaiło się za tym całym przedstawieniem które zaraz zrobię.
Przyglądając się szybko w lustrze, zmarszczyłam brwi i sprawdzałam czy moja twarz wygląda na złą. Wyskakując z łazienki wyrzuciłam ręce w powietrze z frustracji, bardzo się nakręciłam więc praktycznie kipiałam ze złości.
- Jedziecie tam beze mnie !? Dlaczego nie chcecie mnie zabrać? Chcę po prostu się przyjrzeć jak to wygląda, tyle! - Krzyczałam zdenerwowana, a oni patrzyli się na mnie osłupiało, jakby nie wiedzieli co się właśnie stało. Widać było, ze na prawdę nie mieli w planach mnie zabierać.
-Węszyłabyś. Nie chcieliśmy cię zabrać dlatego że z podekscytowania na pewno wchodziłabyś tam, gdzie nie trzeba. Znam cię.- odpowiedziała ze spokojem Rosalie.
- Nie odzywaj się do mnie! Dobrze wiesz, że matka ledwo co pozwala mi się widywać ze znajomymi poza szkołą, dlatego że ważniejsza jest nauka, a co dopiero takie cuda! Oszalałaby! Jeżeli mnie nie weźmiecie, będziecie mieć mnie na sumieniu, bo obiecuję że do wyjazdu nie będę się do was odzywać. Myślałam, że przyjeżdżając tu choć trochę odpocznę od granic mojej mamy, że poczuje tą dwu tygodniową "wolność, że przeżyję coś w miarę ciekawego, niż sterczenie nad książkami. W końcu Stratford do miasteczko pełne wrażeń, dobrze wiesz że tu nie ma przerw, wiecznie się coś dzieje. Zabierzcie mnie, obiecuję, że postaram się w miarę możliwości nie węszyć. Po prostu spróbujcie mnie zrozumieć.
Ciszę, która zapadła między naszą trójką uznałam za odpowiedź. Myśleli nad tym.
Po kilku intensywnych minutach które wydawały się być dla mnie wiecznością, Jake się odezwał.
- m..może da się coś wykombinować..-zerkając na Rose, najwidoczniej próbował w minie uzyskać chodź trochę potwierdzenia, do tego co powiedział. I tak się stało.
-Obiecujesz? - odezwała się po krótkiej chwili, a ja nie mogłam uwierzyć do czego to dążyło.
-Tak! Obiecuję!- wykrzyczałam wtulając się w nią, a zaraz potem w jej chłopaka.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jason POV
-Cholera- mrucząc pod nosem próbowałem złączyć kilka załączników we właśnie produkowanej przeze mnie bombie. Nie mogłem się skupić, nawet nie wiem dokładnie dlaczego. Byłem zmęczony, praktycznie od kilku dni nie zeznałem porządnego snu, bo ciągle musiałem załatwiać jakieś sprawy. Jedyne czego chciałem teraz od życia, to porządnego snu.
Rozmyślając nad tym, kiedy mógłbym wcisnąć w mój plan dnia chodź malutką dawkę snu, zawibrował telefon.
-Mccann?- przykładając słuchawkę do ucha, od razu usłyszałem czyiś głos.
- Siema James.- Próbowałem odpowiedzieć jak najmniej brzmiącym śpiącym głosem. Jednak frajer miał wyczucie i wiedział, że potrzebuję solidnej drzemki.
- Stary, co ci?
- Nic.- odpowiedziałem oschle. - mam rozumieć, że dzwonisz w jakimś konkretnym celu, prawda?
- Woah, spokojnie. Dzwonię żeby się zapytać, jak tam ta bomba którą POWINIENEŚ robić.- odpowiedział, podkreślając przed ostatnie słowo.
- Co ci odbija? Wykonuję swoją robotę, dobrze wiesz że nie zawalę, kurwa stary wątpisz we mnie !? Zresztą to jest MÓJ biznes i mogę robić co mi się podoba- wykrzyknąłem poirytowany, że ten idiota zaczyna mnie pouczać.
- Okej, okej. Nie musisz się od razu denerwować. Tylko pytałem. Pamiętaj, że masz jakąś godzinę na dokończenie i...
- Wiem stary, wszystko wiem. A teraz przestań mi łaskawie zawracać dupę i daj dokończyć to co robię- przerywając mu, miałem ochotę się już rozłączyć, jednak on sam to zrobił. W sumie to dobrze.Próbując się uspokoić, jeszcze raz sprawdziłem w moim laptopie, czy za godzinę teren będzie pusty.
Po kilku kliknięciach, odetchnąłem z ulgą, że przypadkiem policji nie ubzdurało się że trzeba jeszcze raz zaopatrzyć teren.
- Będzie pusto, doskonale.
Musiałem jechać w miejsce mojego ostatniego dzieła, i podłożyć jeszcze jedną bombę, bo za dużo ryzykowałem. Mówiąc prościej, zawaliłem. Policja ominęła parę niezbędnych punktów, które -przypominając sobie dopiero po powrocie- dotykałem gołymi rękami zostawiając przy tym moje DNA, i przy okazji dowody że to ja. Podkładając kolejną bombę, po magazynie nie byłoby żadnego śladu a ja byłbym w stu procentach pewien, że na razie jestem bezpieczny.
-gotowe.- sprawdzając czy wszystko działa tak jak powinno, zabezpieczyłem moje ukończone dzięło i wsadziłem do specjalnego pudełka.
Ubierając czarne supry, czarne lekko opadające spodnie, białą luźną bluzkę, cienki srebrny łańcuch i skórzaną kurtkę, ruszyłem na miejsce. Parkując samochód parędziesiąt metrów od celu, wysiadłem. Chowając pudełko za kurtkę-tak na wszelki wypadek- pomału zbliżałem się do budynku. Jednak ku mojemu zaskoczeniu ujrzałem inny samochód.
Zamarłem.Jeżeli tam byli ludzie, mogą mnie w każdej chwili zauważyć. A jeżeli zauważą mnie akurat tutaj, ze schowanym czymś za ubraniem, skradającego się z tyłu magazynu, będzie po mnie. Jednak musiałem zaryzykować, bo to była jedyna wolna okazja kiedy będę mógł obronić swoją dupę przed aresztowaniem. Zresztą, tych ludzi nie może być dużo. Mogę ich przecież zabić. Mam dużo czasu na zamaskowanie wszystkiego.
Skradając się dalej, tym razem z większą precyzją, udałem się do wejścia. Po cichu rozglądając się, uznałem że teren jest czysty i pobiegłem po schodach na górę. Szukając odpowiedniego pomieszczenia, gdzie mógłbym ułożyć bombę i nie bojąc się o nie rozwalenie czegoś, przy okazji nie trafiając na ludzi, w końcu ujrzałem malutki kącik
idealnie.
Podchodząc, kucnąłem i wyciągając z pojemnika urządzenie, miałem zamiar właśnie je położyć, kiedy usłyszałem czyjeś kroki.
Cholera cholera cholera cholera! - krzyczałem w myślach, rozglądając się nad ucieczką, jednak nie widziałem żadnej drogi. Obracając się, zobaczyłem dziewczynę. Była bardzo ładna. Miała piękne, dość długie, lekko falowane ciemno blond włosy, duże, okrągłe, świecące oczy, różowiutkie usta, i była dosyć blada.
Pewnie dlatego że widzi gangstera.
Była ubrana w granatową, dość luźną bluzkę, i ciemne, podarte dżinsy.
Stała osłupiała, nie będąc w stanie się poruszyć. patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczyma z przerażeniem. Wyglądała jakby zaraz miała krzyczeć. Natychmiast zrywając się na proste nogi, podbiegłem do niej zanim miała szanse to zrobić, gwałtownie zatkałem jej usta swoją ręką, i mocno trzymając ją za ramie ciągnąłem do tylnego wyjścia. Byłem przerażony. Nie planowałem tego. Wyciągnąłem broń, i przyłożyłem do jej skroni, modląc się żeby się przestraszyła i przestała się szarpać. Nie mogłem jej teraz zabić! Usłyszeliby pozostali, a gliny zaczęłyby natychmiastowe poszukiwania sprawcy, a ja nie miałem gdzie i jak ją ukryć.
Zawiązując jej chustkę którą znalazłem w kieszeni, zawiązałem jej usta, i przerzucając ją sobie na ramię pobiegłem do samochodu. Wsadzając ją na tylne siedzenia, zasiadłem na miejscu kierowcy i natychmiast wyjechałem. Uświadomiłem sobie, że przez tą sukę nie położyłem nawet tej cholernej bomby, i musiałem zacząć rozmyślać co robić, i to teraz. Wystarczy, że ogłoszą zaginięcie tej laski i pierwsze co, zaczną szukać odcisków, i natkną się na moje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz