komentujcie, bo to daje motywacje (:
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kate POV
Zakładając buty, wraz z wujkiem ruszyliśmy w stronę samochodu. Gdy go odpalił, zaczęliśmy jechać, i to po tych pięknych, starych uliczkach na których kiedyś się bawiłam. Przejechaliśmy koło znaku drogowego który zawsze mnie śmieszył, bo ktoś dorysował mu ręce i nogi, dlatego wyglądał jak jakiś grubas.
-Pamiętasz ten znak?- zapytał wujek
- Oczywiście, że tak. Nadal jest równie fajny jak kiedyś- zachichotałam.
po dziesięciu minutach dojechaliśmy na miejsce. Wysiadając potknęłam się o kamień
- Cholera- syknęłam
- Woah, coś ty powiedziała?
- O jejku, nic. Przecież to nie jest przekleństwo- odparłam zirytowana
Najwidoczniej chciał mi odpowiedzieć, ale przerwał nam wychodzący na podwórze Jake.
- Och, Kate! Nareszcie jesteś.. Dzień dobry panu- uśmiechnął się w moją i jego stronę, na co wujek machnął głową w jego stronę w celu przywitania
- Hej młody
Po chwili wyszła również Rose, na co przybiegła do mnie, i obracała mną sprawdzając, czy wszystko ze mną w porządku, a po chwili mnie przytuliła
- Zabije cię i poćwiartuję jak jeszcze raz coś takiego wywiniesz, jasne?
Wszyscy zaczęli się śmiać po czym weszliśmy do środka. Automatycznie skierowałam się do mojego tymczasowego pokoju i zaczęłam się pakować. Schodząc na dół zadano mi jeszcze parę pytań dotyczących tamtego dnia, ale nie chce mi się o nich opowiadać, dlatego że były tego samego typu co poprzednio.
- Wszyscy sobie wszystko wyjaśnili? To super. Wstawaj mała, zbieramy się
pożegnaliśmy się z nimi i pojechaliśmy do domu.
_________________________________________________________________________________
Jason POV
Wchodząc do magazynu zacząłem poszukiwać czegokolwiek, co mogło by mówić "Kate tu była". Spakowałem do torby koc, którym przykrywała się dziewczyna, aby później go wyprać, bo gdyby znowu mnie chcieli przeszukać, mogliby natknąć się na coś charakterystycznego, typu jej włos. James pomógł mi szukać, jednak nie znaleźliśmy nic.
- Ufasz jej? - po chwili zapytał, wpatrując się we mnie
- Tak.... -odpowiedziałem niepewnie- raczej tak. Już ci mówiłem, że nie jest na tyle głupia żeby mnie wydać.
- Jesteś pewien? Może tylko sprawiać wrażenie cichej, ale pamiętaj że nie jest już przy tobie i może być właśnie w drodze na policję..
Przemyślałem niechętnie jego słowa, i doszedłem do wniosku, że może mieć rację.
- Co robisz?
- dzwonię do niej, chce zobaczyć co robi.
Usłyszałem jej cichutki głos
-Hej..
- Cześć, co robisz?
- Serio tylko po to dzwonisz?- zaśmiała się
- No.... tak. W sumie tak.. odpowiedz mi.
- Nic nie robię. Leże na łóżku- słysząc to przygryzłem wargę
- A gdzie byłaś w przeciągu tej godziny?
- O co ci chodzi !? Myślisz że co, że niby cie wydałam? Nie, obiecałam ci coś tak samo jak ty mi, więc nie narzucaj mi takiego czegoś- odparła oburzona
- Spokojnie, Kate. Po prostu chciałem wiedzieć, no bo wiesz, nie znam cię zbyt bardzo i nie wiem jaka jesteś i jaki masz tok myślenia- burknąłem
- Eh... nie ważne. Byłam po ciuchy. A ty co robisz?- Zdziwiłem się, słysząc o co pyta
- Serio cię to interesuje?- zacząłem się śmiać
- Um.. tak. No bo skoro pytasz o mnie, to chciałabym wiedzieć co robisz, i czy się nie nudzisz
- Haha, nic nie robię, rozmawiam z tobą
- Wow, serio?- ponownie się zaśmiała
- Tak. Okej, będę już kończyć...
- Okej pa
- pa.
Odłączyłem się. Poczułem wzrok mojego przyjaciela na sobie, i odwzajemniłem się dziwnym wzrokiem
- co się tak gapisz- zapytałem
- Och, no nie wiem. Rozmawiasz z nią jakby bylibyście najlepszymi przyjaciółmi..
- Stary, mówiłem ci już żebyś odpuścił! Przecież nic mnie z nią nie łączy
- Okej, okej.... Tylko pamiętaj co ci mówiłem.
wywróciłem oczami.
Postanowiłem zrobić to samo co Kate- położyć się.
Leżąc, nareszcie się odprężyłem i pogrążyłem się w myślach.. Chciałem chociaż na chwilę nie myśleć o policji, bombach i wybuchach, oraz klientach, którzy czekają na swoje zamówienia. Zerwałem się z łóżka, ale zaraz ponownie ułożyłem się, przypominając sobie, jak James przesunął terminy. W myślach wędrowałem po całkowicie innym świecie. Pozwoliłem snuć sobie o wszystkim. I wtedy niespodziewanie moje myśli skierowały się na Kate. Myślałem o niej, jak leżała na łóżku, i o tym jak bardzo słodko wyglądała podczas snu. Skupiłem się również na uczuciu, które towarzyszyło, kiedy dotykała mojej skóry, i jak mnie przytuliła. Była taka drobna. Przypomniałem sobie też o tym, kiedy pocałowałem ją w jej mały policzek, i o fali gorąca która przeszła mnie, słysząc jej melodyjny śmiech. Przymknąłem oczy. Skupiając wszystkie myśli na niej, w końcu wróciłem do rzeczywistości i gwałtownie otworzyłem oczy. Oddychając ciężko nie mogłem uwierzyć, że myślałem o niej. Nie mogę tego robić! Nie mogę! Nie mogę o niej myśleć, a co dopiero się zakochiwać! Zrobiłbym jej tym wielką krzywdę. Ona mnie nie chce. Nie myśli o mnie w ten sam sposób co ja o niej przed chwilą. Jestem pewny.
Nagle zalała mnie nagła ochota porządnego snu. Uświadomiłem sobie, że nie spałem przez kilka dni. Po raz kolejny ułożyłem się wygodnie i zasnąłem..
- Jason! Jason! -obudził mnie męski głos
zacząłem mamroczeć i przewróciłem się na drugi bok, jednak moją uwagę przyciągnął dźwięk mojego dzwonka na komórce.
-Obudź się stary! Kate dzwoni już z trzeci raz!
Gwałtowie wstałem i odebrałem. Usłyszałem ją
- No nareszcie! Co robiłeś przez ten czas!? - zapytała wkurzona i wystraszona
- Spałem.- odpowiedziałem leniwie- A co się stało?
- Policja przyjechała! Jason, oni tu przyszli i chcą mnie przepytać! Co mam robić!?
Zamarłem.
- Kurwa! Jak to policja? Poczekaj, um... posłuchaj. Idź się gdzieś schowaj, i...
- O nie! Jason oni tu idą! Idą na górę, co teraz o mój boże- szeptała przerażona
- Um.... idź szybko do łazienki! JUŻ! - krzyknąłem, i słyszałem jak podreptała we wskazane pomieszczenie.
- zamknij drzwi na klucz. - usłyszałem przewracanie tego cypka do blokady.
- Gotowe.
- A teraz posłuchaj... powiedz że... Um... powiedz tą zmyśloną historię. O tej koleżance. Opisz ją tak, jak ci teraz powiem. A więc ma średnie czarne włosy, piwne oczy i jest średniego wzrostu. Ma piętnaście lat.
- Ale...
- Żadnych ale. Nie zdradzaj nic więcej.
- Okej- odłączyła się, a ja szybko zadzwoniłem do mojej znajomej.
- Mccann? Co cie nagle naszło, żeby zadzwonić?
-Musisz mi pomóc. Teraz.
środa, 30 lipca 2014
wtorek, 29 lipca 2014
Two Roads rozdział 8.
Kate POV
Siedziałam i czekałam na przyjście Jasona. W końcu zobaczyłam, jak idzie w stronę samochodu. Nareszcie. Myślałam że trochę krócej mu to zajmie.
Chłopak otworzył drzwi, i wsiadł zamykając je po sobie.
- Okej. A więc powiedz mi ulicę.
Trochę się zawahałam, ale w końcu sobie przypomniałam.
- wysadź mnie przy Westfield
To była ulica parę domów od mojego wujka, dlatego że nie znam Jasona na tyle, aby podawać mu prawdziwy, pełny adres.
kiwając głową odpalił samochód, i ruszyliśmy w drogę.
panowała cisza. Obserwowałam stare mury cmentarza na który zawsze chodziłam odwiedzić babcię, sklepy w których dawniej bywałam codziennie po słodkości, i znane mi dobrze uliczki. Westchnęłam kiedy opętały mnie wspomnienia. Kto by pomyślał, że minęło dziewięć lat, odkąd ostatni raz jechałam tą ulicą. Oczywiście odwiedzałam wujka, ale mama zawsze jeździła skrótami, nawet nie wiem dlaczego. Przecież mieszkała tu dwadzieścia lat, i nie chciała odwiedzić tych starych okolic!? Nie możliwe. Opętało mnie naglę podejrzenie, przemyślenia. Pamiętam ten dzień, kiedy byłam mała, a moja mama straciła pracę. Była dla niej bardzo ważna, dlatego że dostawała dużą wypłatę i nie musiałyśmy się ograniczać. Pamiętam jak przyszła ostatniego dnia z roboty, i powędrowała do dziadków po mnie. Wtedy oznajmiła, że przeprowadzamy się do Atlanty, bo znalazła tam dobro płatną pracę a tutaj nie zdołamy się utrzymać. Bardzo płakałam, bo kochałam to miasto. Kochałam codziennie odwiedzać moje babcie i dziadków, kochałam codziennie przechodzić znanymi mi ulicami prowadzącymi do ich domu, kupować czekoladowo-wiśniowe ciasteczka u pani Elle...
Westchnęłam.
Poczułam wzrok chłopaka i wtedy usłyszałam jego głos.
- Wszystko w porządku? - zapytał zatroskany, patrząc na moją smutną minę
- Tak, jest okej.
-Na pewno? Jeszcze dwadzieścia minut temu tryskałaś radością, a teraz jesteś smutna. Powiedz mi, o co chodzi..-nalegał.
- Um, no bo widzisz, to nic takiego. Po prostu dawno nie widziałam tych ulic i wróciły wszystkie wspomnienia z wtedy, kiedy tu mieszkałam..
- Nie mieszkasz w Stratford? - był zdziwiony
-Nie. Jak byłam mała to wraz z mamą musiałyśmy się przeprowadzić stąd do Atlanty.
-Dlaczego?
nie chciałam o tym opowiadać, ale nie ustąpił.
-Um.. O patrz! Jest ta ulica! - Wykrzyknęłam dumna, że nie muszę odtwarzać wszystkiego na nowo, i znalazłam genialne wywikłanie z jego pytań.
-Rzeczywiście. Ale ten temat nie jest skończony- puścił mi oczko, uśmiechając się, na co ja wywróciłam oczami śmiejąc się- posłuchaj. Ufam ci. Dużo ryzykuję, ale trudno. Mam nadzieje, że nie zrobisz nic głupiego. Idź do środka, pogadaj i takie tam... zapytaj się czy możesz zostać na noc z powodu takiego że... Wierzę że coś wymyślisz. Zadzwoń do twojej kuzynki i powiedz że wszystko w porządku, i że nocujesz u niego. Nie wyjeżdżaj z miasta, i nie jedź do niej. Jeżeli przypadkiem policja by przyjechała w celu przepytywania cię, natychmiast masz do mnie dzwonić i nie dawać żadnych informacji. Nawet zmyślonych. Oni potrafią niesamowicie namącić w głowie, a ty nie jesteś w stanie tego wszystkiego utrzymać w tajemnicy. Wyciągnęli by to z ciebie. Wszystko jasne?
- Tak. Jasne. Ale.. ja nie mam twojego numeru..
Chłopak automatycznie podyktował mi swój telefon, a ja zapisywałam go pod nazwą Anne. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał mi przejrzeć telefon.
-Hm.. kreatywne- zaśmiał się gdy zobaczył jak jest zapisany w mojej komórce
szeroko się uśmiechnęłam i odpowiedziałam:
- No co, chyba nie chcesz żeby ktoś niechcący przeleciał mój telefon i niechcący natknął się na ciebie- zaznaczyłam
- haha, dobra dobra. Idź już- mówiąc to, nachylił się nade mnie i pocałował mnie w policzek, a ja z tego niespodziewanego ruchu bardzo się zarumieniłam. Słodko się na niego spojrzałam, i wysiadłam z samochodu kiwając mu na pożegnanie.
Idąc uliczką między domkami, przypomniałam sobie jak tędy chodziłam jedząc poziomkowe lody, i bawiłam się z Carą która również mieszka w Atlancie.
-Och, nie odzywałam się tak długo, może lepiej do niej zadzwonię. - narzuciłam propozycję samej sobie, i wyciągnęłam telefon wykręcając jej numer.
-Kate! Jak miło! -wykrzyczała, przykładając słuchawkę do ucha
- Cześć kochana, przepraszam że się nie odzywałam, ale mam tyle spraw na głowie... sama wiesz jak to jest.
-Jasne. Opowiadaj, co tam u ciebie?
- W miarę- skłamałam. - Mama pojechała na wakacje, a mnie zawiozła do Rosalie. A tak w ogóle to zgadnij gdzie teraz jestem- byłam taka pełna radości na samą myśl jej reakcji
- Nie wiem... mów!!
- Na naszych uliczkach- krzyknęłam, śmiejąc się
- Och, serio? Nie kłamiesz mnie? Nie żartujesz? Jak wspaniale! Tyle lat.. tyle wspomnień!! - zaczęła piszczeć z uciechy a ja razem z nią - przyślij mi fotkę, dawno tam nie byłam.
- Okej- klikając na klawisz w ekranie "zrób zdjęcie" nastawiłam kamerkę na ulicę, nacisnęłam guzik i wysłałam. Fotka pokazała jej się na ekranie, a ona westchnęła.
-Nic się nie zmieniło... Idziesz do wujka?
-Tak. Musze go w końcu odwiedzić. Słuchaj Cara, muszę kończyć bo jestem już przy jego domu, później pogadamy
- Spoko, nara skarbie- wydała odgłos dawania całusa
- Kocham- odłączyłam się i nacisnęłam na dzwonek.
Po chwili drzwi od domu się otworzyły, a w progu stał mój wujek
- Kochanie! No nareszcie! Wchodź, bramka jest otwarta! - wykrzyczał wesoły, a ja wsłuchiwałam się w jego cudny akcent, który miał od zawszę. Był z Francji.
Powoli wchodząc, obiegłam w jego stronę i wtuliłam się w niego.
- Jak ty urosłaś!
- E tam, a ty nic się nie zmieniłeś- śmialiśmy się
Zaprosił mnie do środka.
- Rozgość się, idę nalać herbaty.
Podążając w stronę salonu, rozglądałam się i podziwiałam wszystko. Kompletnie nic się nie zmieniło. Jednak na barku leżała wielka rama a w środku ogromna ryba
- Co to jest?- zawołałam
Wchodząc do pomieszczenia, szeroko się uśmiechnął, i dumnie opowiedział mi historie.
- Och, to jest największy okoń jaki kiedykolwiek widziałem! Złowiłem go parę miesięcy temu, w Karaibach. Skubaniec strasznie się szarpał, ale pokazałem mu kto tu rządzi.
- Hah, wujku! Widzę że nadal podróżujesz
- No ba! Żyje się tylko raz, warto zwiedzić świat.
sięgnęłam po filiżankę i siadając na kanapie, wzięłam łyka.
- A więc, opowiadaj, jak tam twoja mama, ty?
- Dobrze. Mama pojechała teraz służbowo na wakacje, a ja urzęduje u Rose.
- Aha. Cieszę się, ze mnie odwiedziłaś, Kate.
- Um, bo wiesz mam pytanie
-pytaj skarbie
- Czy.... czy mogłabym zostać u ciebie na parę nocy? Masz dużo miejsca, a mi tu przypominają się wszystkie stare czasy. Uwielbiam u ciebie siedzieć!
- Ależ oczywiście! Jednak najpierw zadzwoń do Rose lub Jake'a, i ich poinformuj.
Wyszłam z pomieszczenia, idąc do łazienki. Zadzwoniłam do niej. Teraz najtrudniejsze.
- Kate! Gdzie ty kurwa jesteś!?
- Spokojnie! Posłuchaj, przepraszam cię tak bardzo za to, ale wtedy, w magazynie poszłam do lasu się.... załatwić. Wtedy zgubiłam się, i spotkałam moją starą koleżankę! Była z rodzicami na borówkach, i chyba też chciała zobaczyć magazyn. Znamy się bardzo długo. Z czasów gdy jeszcze tu mieszkałam, bawiłam się z nią i Carą prawie codziennie! A teraz kontaktujemy się tylko przez internet.
- Ale powiedz mi, kto pozwolił ci zostać u niej na noc!?
- Przepraszam. Po prostu byłyśmy tak podekscytowane, że zapomniałyśmy o paru ważnych sprawach. Ale jestem bezpieczna! Siedzę właśnie u wujka Joe.
- Joe? Nie mogłaś przyjść do domu?
- Rose, przestań! Chcę trochę pobyć u niego, tutaj wszystko jest takie stare, jak z tamtych czasów! Mogłabym zostać u niego na kilka nocy?
- Nie ma mowy!
- Proszę, tylko parę. Dam ci go do telefonu
-Ale..- nie zdążyła dokończyć, bo przerwał jej męski głos dobrze jej znany
- Witaj Rose! Jak tam u ciebie? Wszystko dobrze?
- Um, cześć wujku.. tak, w porządku a u ciebie?
- Wspaniale! Pozwól naszej małej dziewczynce zostać u mnie, tyle lat się nie widzieliśmy...
Ona nigdy nie potrafiła mu odmówić.
- No dobrze. Ale ma przyjść się pokazać i zabrać rzeczy!
Pisknęłam z radości a on potwierdził.
-Słyszałaś. Chodź, zawiozę cię.
Wyrywając mu telefon ponownie go przytuliłam i napisałam smsa do Jasona
Do; Anne
udało się!!!! Jadę teraz po rzeczy do Rosalie i zostaje u wujka!
Po chwili dostałam odpowiedź:
Od; Anne
Wiedziałem, że się uda :) Pamiętaj, żeby nie zmieniać treści tego co powiedziałaś.
I napisz mi kiedy przyjedziesz.
Wywróciłam oczami i odpisałam "okej".
Siedziałam i czekałam na przyjście Jasona. W końcu zobaczyłam, jak idzie w stronę samochodu. Nareszcie. Myślałam że trochę krócej mu to zajmie.
Chłopak otworzył drzwi, i wsiadł zamykając je po sobie.
- Okej. A więc powiedz mi ulicę.
Trochę się zawahałam, ale w końcu sobie przypomniałam.
- wysadź mnie przy Westfield
To była ulica parę domów od mojego wujka, dlatego że nie znam Jasona na tyle, aby podawać mu prawdziwy, pełny adres.
kiwając głową odpalił samochód, i ruszyliśmy w drogę.
panowała cisza. Obserwowałam stare mury cmentarza na który zawsze chodziłam odwiedzić babcię, sklepy w których dawniej bywałam codziennie po słodkości, i znane mi dobrze uliczki. Westchnęłam kiedy opętały mnie wspomnienia. Kto by pomyślał, że minęło dziewięć lat, odkąd ostatni raz jechałam tą ulicą. Oczywiście odwiedzałam wujka, ale mama zawsze jeździła skrótami, nawet nie wiem dlaczego. Przecież mieszkała tu dwadzieścia lat, i nie chciała odwiedzić tych starych okolic!? Nie możliwe. Opętało mnie naglę podejrzenie, przemyślenia. Pamiętam ten dzień, kiedy byłam mała, a moja mama straciła pracę. Była dla niej bardzo ważna, dlatego że dostawała dużą wypłatę i nie musiałyśmy się ograniczać. Pamiętam jak przyszła ostatniego dnia z roboty, i powędrowała do dziadków po mnie. Wtedy oznajmiła, że przeprowadzamy się do Atlanty, bo znalazła tam dobro płatną pracę a tutaj nie zdołamy się utrzymać. Bardzo płakałam, bo kochałam to miasto. Kochałam codziennie odwiedzać moje babcie i dziadków, kochałam codziennie przechodzić znanymi mi ulicami prowadzącymi do ich domu, kupować czekoladowo-wiśniowe ciasteczka u pani Elle...
Westchnęłam.
Poczułam wzrok chłopaka i wtedy usłyszałam jego głos.
- Wszystko w porządku? - zapytał zatroskany, patrząc na moją smutną minę
- Tak, jest okej.
-Na pewno? Jeszcze dwadzieścia minut temu tryskałaś radością, a teraz jesteś smutna. Powiedz mi, o co chodzi..-nalegał.
- Um, no bo widzisz, to nic takiego. Po prostu dawno nie widziałam tych ulic i wróciły wszystkie wspomnienia z wtedy, kiedy tu mieszkałam..
- Nie mieszkasz w Stratford? - był zdziwiony
-Nie. Jak byłam mała to wraz z mamą musiałyśmy się przeprowadzić stąd do Atlanty.
-Dlaczego?
nie chciałam o tym opowiadać, ale nie ustąpił.
-Um.. O patrz! Jest ta ulica! - Wykrzyknęłam dumna, że nie muszę odtwarzać wszystkiego na nowo, i znalazłam genialne wywikłanie z jego pytań.
-Rzeczywiście. Ale ten temat nie jest skończony- puścił mi oczko, uśmiechając się, na co ja wywróciłam oczami śmiejąc się- posłuchaj. Ufam ci. Dużo ryzykuję, ale trudno. Mam nadzieje, że nie zrobisz nic głupiego. Idź do środka, pogadaj i takie tam... zapytaj się czy możesz zostać na noc z powodu takiego że... Wierzę że coś wymyślisz. Zadzwoń do twojej kuzynki i powiedz że wszystko w porządku, i że nocujesz u niego. Nie wyjeżdżaj z miasta, i nie jedź do niej. Jeżeli przypadkiem policja by przyjechała w celu przepytywania cię, natychmiast masz do mnie dzwonić i nie dawać żadnych informacji. Nawet zmyślonych. Oni potrafią niesamowicie namącić w głowie, a ty nie jesteś w stanie tego wszystkiego utrzymać w tajemnicy. Wyciągnęli by to z ciebie. Wszystko jasne?
- Tak. Jasne. Ale.. ja nie mam twojego numeru..
Chłopak automatycznie podyktował mi swój telefon, a ja zapisywałam go pod nazwą Anne. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał mi przejrzeć telefon.
-Hm.. kreatywne- zaśmiał się gdy zobaczył jak jest zapisany w mojej komórce
szeroko się uśmiechnęłam i odpowiedziałam:
- No co, chyba nie chcesz żeby ktoś niechcący przeleciał mój telefon i niechcący natknął się na ciebie- zaznaczyłam
- haha, dobra dobra. Idź już- mówiąc to, nachylił się nade mnie i pocałował mnie w policzek, a ja z tego niespodziewanego ruchu bardzo się zarumieniłam. Słodko się na niego spojrzałam, i wysiadłam z samochodu kiwając mu na pożegnanie.
Idąc uliczką między domkami, przypomniałam sobie jak tędy chodziłam jedząc poziomkowe lody, i bawiłam się z Carą która również mieszka w Atlancie.
-Och, nie odzywałam się tak długo, może lepiej do niej zadzwonię. - narzuciłam propozycję samej sobie, i wyciągnęłam telefon wykręcając jej numer.
-Kate! Jak miło! -wykrzyczała, przykładając słuchawkę do ucha
- Cześć kochana, przepraszam że się nie odzywałam, ale mam tyle spraw na głowie... sama wiesz jak to jest.
-Jasne. Opowiadaj, co tam u ciebie?
- W miarę- skłamałam. - Mama pojechała na wakacje, a mnie zawiozła do Rosalie. A tak w ogóle to zgadnij gdzie teraz jestem- byłam taka pełna radości na samą myśl jej reakcji
- Nie wiem... mów!!
- Na naszych uliczkach- krzyknęłam, śmiejąc się
- Och, serio? Nie kłamiesz mnie? Nie żartujesz? Jak wspaniale! Tyle lat.. tyle wspomnień!! - zaczęła piszczeć z uciechy a ja razem z nią - przyślij mi fotkę, dawno tam nie byłam.
- Okej- klikając na klawisz w ekranie "zrób zdjęcie" nastawiłam kamerkę na ulicę, nacisnęłam guzik i wysłałam. Fotka pokazała jej się na ekranie, a ona westchnęła.
-Nic się nie zmieniło... Idziesz do wujka?
-Tak. Musze go w końcu odwiedzić. Słuchaj Cara, muszę kończyć bo jestem już przy jego domu, później pogadamy
- Spoko, nara skarbie- wydała odgłos dawania całusa
- Kocham- odłączyłam się i nacisnęłam na dzwonek.
Po chwili drzwi od domu się otworzyły, a w progu stał mój wujek
- Kochanie! No nareszcie! Wchodź, bramka jest otwarta! - wykrzyczał wesoły, a ja wsłuchiwałam się w jego cudny akcent, który miał od zawszę. Był z Francji.
Powoli wchodząc, obiegłam w jego stronę i wtuliłam się w niego.
- Jak ty urosłaś!
- E tam, a ty nic się nie zmieniłeś- śmialiśmy się
Zaprosił mnie do środka.
- Rozgość się, idę nalać herbaty.
Podążając w stronę salonu, rozglądałam się i podziwiałam wszystko. Kompletnie nic się nie zmieniło. Jednak na barku leżała wielka rama a w środku ogromna ryba
- Co to jest?- zawołałam
Wchodząc do pomieszczenia, szeroko się uśmiechnął, i dumnie opowiedział mi historie.
- Och, to jest największy okoń jaki kiedykolwiek widziałem! Złowiłem go parę miesięcy temu, w Karaibach. Skubaniec strasznie się szarpał, ale pokazałem mu kto tu rządzi.
- Hah, wujku! Widzę że nadal podróżujesz
- No ba! Żyje się tylko raz, warto zwiedzić świat.
sięgnęłam po filiżankę i siadając na kanapie, wzięłam łyka.
- A więc, opowiadaj, jak tam twoja mama, ty?
- Dobrze. Mama pojechała teraz służbowo na wakacje, a ja urzęduje u Rose.
- Aha. Cieszę się, ze mnie odwiedziłaś, Kate.
- Um, bo wiesz mam pytanie
-pytaj skarbie
- Czy.... czy mogłabym zostać u ciebie na parę nocy? Masz dużo miejsca, a mi tu przypominają się wszystkie stare czasy. Uwielbiam u ciebie siedzieć!
- Ależ oczywiście! Jednak najpierw zadzwoń do Rose lub Jake'a, i ich poinformuj.
Wyszłam z pomieszczenia, idąc do łazienki. Zadzwoniłam do niej. Teraz najtrudniejsze.
- Kate! Gdzie ty kurwa jesteś!?
- Spokojnie! Posłuchaj, przepraszam cię tak bardzo za to, ale wtedy, w magazynie poszłam do lasu się.... załatwić. Wtedy zgubiłam się, i spotkałam moją starą koleżankę! Była z rodzicami na borówkach, i chyba też chciała zobaczyć magazyn. Znamy się bardzo długo. Z czasów gdy jeszcze tu mieszkałam, bawiłam się z nią i Carą prawie codziennie! A teraz kontaktujemy się tylko przez internet.
- Ale powiedz mi, kto pozwolił ci zostać u niej na noc!?
- Przepraszam. Po prostu byłyśmy tak podekscytowane, że zapomniałyśmy o paru ważnych sprawach. Ale jestem bezpieczna! Siedzę właśnie u wujka Joe.
- Joe? Nie mogłaś przyjść do domu?
- Rose, przestań! Chcę trochę pobyć u niego, tutaj wszystko jest takie stare, jak z tamtych czasów! Mogłabym zostać u niego na kilka nocy?
- Nie ma mowy!
- Proszę, tylko parę. Dam ci go do telefonu
-Ale..- nie zdążyła dokończyć, bo przerwał jej męski głos dobrze jej znany
- Witaj Rose! Jak tam u ciebie? Wszystko dobrze?
- Um, cześć wujku.. tak, w porządku a u ciebie?
- Wspaniale! Pozwól naszej małej dziewczynce zostać u mnie, tyle lat się nie widzieliśmy...
Ona nigdy nie potrafiła mu odmówić.
- No dobrze. Ale ma przyjść się pokazać i zabrać rzeczy!
Pisknęłam z radości a on potwierdził.
-Słyszałaś. Chodź, zawiozę cię.
Wyrywając mu telefon ponownie go przytuliłam i napisałam smsa do Jasona
Do; Anne
udało się!!!! Jadę teraz po rzeczy do Rosalie i zostaje u wujka!
Po chwili dostałam odpowiedź:
Od; Anne
Wiedziałem, że się uda :) Pamiętaj, żeby nie zmieniać treści tego co powiedziałaś.
I napisz mi kiedy przyjedziesz.
Wywróciłam oczami i odpisałam "okej".
poniedziałek, 28 lipca 2014
Two Roads rozdział 7.
Nareszcie mam obrazek ;)
__________________________________________________________________________________
Jason POV
Cholernie się bałem. Wiedziałem, że Kate jest dobrze ukryta, i istnieją małe szanse żeby ją znaleźli, ale to dziwne uczucie nie dawało mi spokoju. Cała moja przyszłość zależy od jakieś laski którą porwałem. Jakoś dziwnie to brzmi.
Zszedłem na dół, i dostrzegłem czekających w progu drzwi dwóch policjantów.
- Pan Jason Mccann... Mamy nakaz przeszukania
- Ta. Mi też miło was widzieć- odpowiedziałem sarkastycznie - a w jakiej znowu sprawie jestem osądzony?
- Zaginęła piętnastoletnia dziewczyna o imieniu Kate Loretty. Miejsce zdarzenia odbyło się w starym magazynie, który został nie dawno wysadzony. Oby dwoje dobrze wiemy, Mccann, że to twoja sprawka.
- Nie macie na mnie żadnych dowodów, więc chyba oboje gówno zdziałamy w tej sprawie- uśmiechnąłem się figlanie, w celu droczenia się z nim.
- Uważaj na słowa, mały. A teraz odsuń się. Chłopaki, przeszukajcie magazyn. Tylko nie omińcie żadnego miejsca- patrząc się specyficznie na mnie, poszedł w stronę tak zwanej kuchni. Zza drzwi wyszło jeszcze pięciu facetów, a ja przełknąłem ślinę. Próbowałem nie okazać żadnych emocji, oprócz obojętności. Po jakiś trzydziestu minutach czterech pomocników przeszło na strych, a moje ręce praktycznie drżały ze strachu. Jeden zły ruch, jedno uderzenie w to miejsce, jeden jedyny odgłos dochodzący z gardła tej dziewczyny i jestem skończony. Musiałem jej zaufać, no bo co innego miałbym zrobić. Ona ma głowę na karku, nie byłaby na tyle głupia i się zdradziła, bo dobrze o tym wie że prędzej czy później dopadłbym ją, a wtedy nie byłoby wesoło.
Wchodząc po drabinie wychodzącej z sufitu, prowadząca do pomieszczenia które właśnie chcieli przeszukać, rozejrzeli się dokładnie, a ja szedłem tuż za nimi. Gdy znaleźliśmy się na górnej części budynku, włożyłem ręce do kieszeni i próbowałem się wyluzować. Będzie dobrze. Zresztą, przechodziło się gorsze rzeczy. Jeden z policjantów podszedł do miejsca w którym ukryłem Kate, a ja próbowałem nie patrzeć się w tamtą stronę i opanować. Stał zaledwie parę centymetrów od niej. Odkrył materiały przykrywające skrytkę, i uważnie przyglądał się przedmiotom leżących wokół niego. W końcu odpuścił, i poszedł dalej. Ulga opanowała mnie całego.
- Już skończyliście? Nic tu nie mam ukrytego, zrozumcie. Cholera, ja nawet nie wiem co to za laska którą szukacie!
Zamilkł. Grymas był widoczny na jego twarzy, bo od bardzo dawna próbuje coś wydobyć przeciwko mnie. Skurwiel nawet nie wie, jaki ubaw mam z samego patrzenia na jego porażki. - Wychodzimy. Ale nie myśl sobie, że to koniec. Mamy cię na oku, Mccann.
-Tak tak, a teraz bądźcie tak łaskawi i nie zawracajcie mi dupy. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż sterczenie nad wami, szukającymi coś w moim magazynie.
- Na przykład co?- zaśmiał się.- szykowanie bomby na kolejny atak?
koleś chyba nie wiedział w co się może zaraz wpakować
- Hah, w porównaniu do ciebie, mam swoje własne życie towarzyskie. Nie żyje pracą tak jak ty- dumnie się uśmiechnąłem, i w duchu zaśmiałem, bo w prawdzie mówiąc powiedziałem stek kłamstw. Ja żyję pracą, nie można się z tego wydostać, jestem za młody aby dostać pracę dobro płatną, zresztą nikt nie chciałby w swoim zakładzie gangstera. Jednak była w tym nutka prawdy, dlatego że posiadam coś takiego jak osobiste sprawy, ale w tym momencie tą "sprawą" było wymyślenie co mam zrobić z Kate. Wpatrując się w moje oczy, powoli wyszli. James zamknął drzwi, i podszedł do mnie z tekstem który mnie rozwalił
- I co, zobaczyli ją?
zacząłem się głośno śmiać, a gdy się uspokoiłem odpowiedziałem mu.
-Och, tak, stary. Zauważyli ją, ale postanowili że zostanie jeszcze u mnie na herbatce, i w sumie mogą zakończyć sprawę, bo jest ze mną. - odpowiedziałem sarkastycznie.
Mój przyjaciel zaśmiał się, po czym przytaknął w geście odpuszczenia z szerokim uśmiechem -okej. Tylko pytałem.
-Myślisz że tak właśnie by zareagowali, gdyby ją znaleźli?
- Nie. W sumie, to o co się zapytałem, było bezsensowne- chwile pomyślał - ona cały czas tam siedzi?
- Ups, tak, siedzi. Stary, kompletnie o niej zapomniałem - zachichotałem, po czym ruszyłem w stronę pomieszczenia, w którym się znajdowała.
_________________________________________________________________________________
Kate POV
siedziałam tam po ciemku, miałam wrażenie że nikogo nie było w domu, gdy nagle usłyszałam śmiechy z dołu. Jeszcze kilka minut temu, siedziałam skulona, bojąc się nawet oddychać, bo mogliby usłyszeć. W tym momencie ta panika przetoczyła się raczej w nie komfort, zdenerwowanie i ciasnotę. Niecierpliwie czekałam, aż Jason po mnie przyjdzie, i wtedy usłyszałam kroki. To był on. Nie wiem jak, ale poznaję jego styl chodzenia po dźwięku. Chwycił kawałek wysuwanej ściany, i wtedy mogliśmy się zobaczyć. Ujrzałam go kucającego, uśmiechającego się do mnie. Podał mi rękę, abym wyszła.
- Już po wszystkim.
-Uf, to dobrze. Widząc twoją twarz, chyba mogę spokojnie powiedzieć, że nie będziesz przez jakiś czas nerwowy, i wszystko poszło w porządku, prawda? -spytałam, posyłając mu drobny uśmieszek.
- Tak, wszystko poszło w porządku. Hah, ja nie jestem nerwowy, po prostu... nie jestem w nastroju- po raz kolejny usłyszałam jego melodyjny śmiech, na co automatycznie przekręciłam lekko głowę na bok, obserwując jego dołeczki.
zamilkliśmy. Cisza, która między nami zapadła, była dość niezręczna. Zaczęłam się wiercić kiedy zauważyłam, że Jason wpatruje się we mnie.
-Dziękuję - usłyszałam jego cichy głos
- Nie ma za co, serio. Mam tylko nadzieje, że nie będziesz trzymać mnie tu wieczność- próbwałam rozluźnić atmosferę, ale patrząc na niego, chyba mu odpowiadała i dobrze się czuł.
- Jest. Każda inna dziewczyna wylazłaby na sam widok radiowozu i cieszyła by się "wolnością", ale ty mnie nie wydałaś - kolejny raz na jego ustach pojawił się uśmiech - Zaufałaś mi.
- Chcę uniknąć problemów. Rozumiem cię. Gdybym była na twoim miejscu, zrobiłabym tak samo. Szczerze, to byłbyś głupi i za dużo ryzykował, gdybyś mnie nie zabrał. Boję się teraz najbardziej reakcji mojej kuzynki. Już drugi dzień mnie nie ma, i nie daję znaków życia. To na pewno ona zawiadomiła policję o moim zaginięciu.
- Poczekaj. Właśnie coś wymyśliłem - jego oczy aż zalśniły- czy masz w Stratford jakąś rodzinę, oprócz twojej kuzynki? Skup się.
- Um.. Tak, mam. Mój wujek Joe mieszka nie daleko Rosalie.
- Świetnie! Zadzwoń do niej, i powiedz że przenocujesz parę nocek u niego.
- Oszalałeś? Będzie kazała mi wracać natychmiast do domu! Wujek z pewnością nie pozwoli mi zostać, jeżeli będę pod jej zakazem. Zresztą już mam przechlapane. Mogę się założyć, że kiedy mama przyjedzie, ona pójdzie i opowie jej o całym zamieszaniu, i uziemi mnie na trzydzieści lat- wywróciłam oczami.
- Daj spokój, nie może być aż tak źle, to jedyne wyjście. Zadzwoń do niego, albo ja cię zawiozę, zostaniesz u niego a ja będę mieć lepszy dostęp do ciebie.
- Dostęp?- zachichotałam, nie za bardzo rozumiejąc.
- tak, no bo widzisz.. Po tym wszystkim nie mogę cię tak normalnie puścić. Będę cię musiał mieć na oku przez jakiś czas, a później się zobaczy. Zrozum mnie, nie wiem co za bardzo zrobić w takiej skomplikowanej sytuacji.
Po chwili podszedł do "swojego pokoju" i wyciągnął z kolejnej skrytki w łóżku mój telefon.
- Ile ty jeszcze masz tych skrytek?
- Dużo. Ten magazyn musi być dobrze zabezpieczony na wszelkie wypadki - puścił mi oczko- masz, dzwoń do wujka.
W prawdzie nie miałam jak odmówić, dlatego postanowiłam to zrobić.
-Halo?- dźwięk dochodzący ze słuchawki przyciągnął moją uwagę
- Um, wujek Joe? Cześć, mówi Kate.
- Kate? Witaj kochana. Dawno cię nie widziałem..
-Tak, wiem. Ja ciebie też. Myślałam ostatnio o tobie, i pomyślałam sobie, że może cię odwiedze, co ty na to? -zapytałam, błagając w duchu o zgodę
- Jesteś w Stratford? Och, jak cudownie! Oczywiście, serdecznie zapraszam!
przenosząc wzrok na Jasona, który trzymał ucho z drugiej strony telefonu, w ten sposób podsłuchiwając, i przybiliśmy sobie piątkę
- Wspaniale. Będę za pól godziny.
- Okej. Czekam
rozłączyłam się. Oboje ucieszyliśmy się, że na razie wszystko idzie po naszej myśli. Wstaliśmy, i wtedy wtuliłam się w chłopaka bardzo mocno, z uciechy, a on bardzo się zdziwił. Po chwili poczułam jego ramiona obejmujące mnie, i wtedy zdałam sobie sprawę, co my właściwie robimy. Natychmiast się od niego oderwałam
- Um, ja przepraszam, nie chciałam.. ja.. - przerwał mi
- Nie szkodzi- po raz setny się uśmiechnął, chwycił mnie za rękę i wychodząc z budynku wsiedliśmy do jego samochodu. Zapinając pas, rozsiadłam się wygodnie.
- Poczekaj sekundę, pójdę powiedzieć Jamesowi gdzie jedziemy.
Przytaknęłam.
________________________________________________________________________________
Jason POV
nie wiem co się stało, ale było mi przyjemnie, obejmując ją. Ruszyłem w stronę "salonu" i zauważyłem mojego kumpla obserwującego okolice przez okno.
- Jadę zawieść Kate do jej wujka.
- Wyglądaliście jak byście byli parą -spojrzał się z dumnym uśmiechem próbując mi dokuczyć.
- Co? Daj spokój, stary. Przecież tylko chwyciłem ją za rękę, nic wielkiego. Ogarnij się
- Jasne. Tylko się czasem nie zakochaj- zachichotał- bo ona jest niezła. Mogła by cię rozkochać w sobie w bardzo szybkim tempie.
- Nie poszukuje laski. Nie jestem takim pantoflarzem jak ty- posłałem mu znaczące spojrzenie i ponownie z mojego gardła wydobył się śmiech. - Idę.
__________________________________________________________________________________
Jason POV
Cholernie się bałem. Wiedziałem, że Kate jest dobrze ukryta, i istnieją małe szanse żeby ją znaleźli, ale to dziwne uczucie nie dawało mi spokoju. Cała moja przyszłość zależy od jakieś laski którą porwałem. Jakoś dziwnie to brzmi.
Zszedłem na dół, i dostrzegłem czekających w progu drzwi dwóch policjantów.
- Pan Jason Mccann... Mamy nakaz przeszukania
- Ta. Mi też miło was widzieć- odpowiedziałem sarkastycznie - a w jakiej znowu sprawie jestem osądzony?
- Zaginęła piętnastoletnia dziewczyna o imieniu Kate Loretty. Miejsce zdarzenia odbyło się w starym magazynie, który został nie dawno wysadzony. Oby dwoje dobrze wiemy, Mccann, że to twoja sprawka.
- Nie macie na mnie żadnych dowodów, więc chyba oboje gówno zdziałamy w tej sprawie- uśmiechnąłem się figlanie, w celu droczenia się z nim.
- Uważaj na słowa, mały. A teraz odsuń się. Chłopaki, przeszukajcie magazyn. Tylko nie omińcie żadnego miejsca- patrząc się specyficznie na mnie, poszedł w stronę tak zwanej kuchni. Zza drzwi wyszło jeszcze pięciu facetów, a ja przełknąłem ślinę. Próbowałem nie okazać żadnych emocji, oprócz obojętności. Po jakiś trzydziestu minutach czterech pomocników przeszło na strych, a moje ręce praktycznie drżały ze strachu. Jeden zły ruch, jedno uderzenie w to miejsce, jeden jedyny odgłos dochodzący z gardła tej dziewczyny i jestem skończony. Musiałem jej zaufać, no bo co innego miałbym zrobić. Ona ma głowę na karku, nie byłaby na tyle głupia i się zdradziła, bo dobrze o tym wie że prędzej czy później dopadłbym ją, a wtedy nie byłoby wesoło.
Wchodząc po drabinie wychodzącej z sufitu, prowadząca do pomieszczenia które właśnie chcieli przeszukać, rozejrzeli się dokładnie, a ja szedłem tuż za nimi. Gdy znaleźliśmy się na górnej części budynku, włożyłem ręce do kieszeni i próbowałem się wyluzować. Będzie dobrze. Zresztą, przechodziło się gorsze rzeczy. Jeden z policjantów podszedł do miejsca w którym ukryłem Kate, a ja próbowałem nie patrzeć się w tamtą stronę i opanować. Stał zaledwie parę centymetrów od niej. Odkrył materiały przykrywające skrytkę, i uważnie przyglądał się przedmiotom leżących wokół niego. W końcu odpuścił, i poszedł dalej. Ulga opanowała mnie całego.
- Już skończyliście? Nic tu nie mam ukrytego, zrozumcie. Cholera, ja nawet nie wiem co to za laska którą szukacie!
Zamilkł. Grymas był widoczny na jego twarzy, bo od bardzo dawna próbuje coś wydobyć przeciwko mnie. Skurwiel nawet nie wie, jaki ubaw mam z samego patrzenia na jego porażki. - Wychodzimy. Ale nie myśl sobie, że to koniec. Mamy cię na oku, Mccann.
-Tak tak, a teraz bądźcie tak łaskawi i nie zawracajcie mi dupy. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż sterczenie nad wami, szukającymi coś w moim magazynie.
- Na przykład co?- zaśmiał się.- szykowanie bomby na kolejny atak?
koleś chyba nie wiedział w co się może zaraz wpakować
- Hah, w porównaniu do ciebie, mam swoje własne życie towarzyskie. Nie żyje pracą tak jak ty- dumnie się uśmiechnąłem, i w duchu zaśmiałem, bo w prawdzie mówiąc powiedziałem stek kłamstw. Ja żyję pracą, nie można się z tego wydostać, jestem za młody aby dostać pracę dobro płatną, zresztą nikt nie chciałby w swoim zakładzie gangstera. Jednak była w tym nutka prawdy, dlatego że posiadam coś takiego jak osobiste sprawy, ale w tym momencie tą "sprawą" było wymyślenie co mam zrobić z Kate. Wpatrując się w moje oczy, powoli wyszli. James zamknął drzwi, i podszedł do mnie z tekstem który mnie rozwalił
- I co, zobaczyli ją?
zacząłem się głośno śmiać, a gdy się uspokoiłem odpowiedziałem mu.
-Och, tak, stary. Zauważyli ją, ale postanowili że zostanie jeszcze u mnie na herbatce, i w sumie mogą zakończyć sprawę, bo jest ze mną. - odpowiedziałem sarkastycznie.
Mój przyjaciel zaśmiał się, po czym przytaknął w geście odpuszczenia z szerokim uśmiechem -okej. Tylko pytałem.
-Myślisz że tak właśnie by zareagowali, gdyby ją znaleźli?
- Nie. W sumie, to o co się zapytałem, było bezsensowne- chwile pomyślał - ona cały czas tam siedzi?
- Ups, tak, siedzi. Stary, kompletnie o niej zapomniałem - zachichotałem, po czym ruszyłem w stronę pomieszczenia, w którym się znajdowała.
_________________________________________________________________________________
Kate POV
siedziałam tam po ciemku, miałam wrażenie że nikogo nie było w domu, gdy nagle usłyszałam śmiechy z dołu. Jeszcze kilka minut temu, siedziałam skulona, bojąc się nawet oddychać, bo mogliby usłyszeć. W tym momencie ta panika przetoczyła się raczej w nie komfort, zdenerwowanie i ciasnotę. Niecierpliwie czekałam, aż Jason po mnie przyjdzie, i wtedy usłyszałam kroki. To był on. Nie wiem jak, ale poznaję jego styl chodzenia po dźwięku. Chwycił kawałek wysuwanej ściany, i wtedy mogliśmy się zobaczyć. Ujrzałam go kucającego, uśmiechającego się do mnie. Podał mi rękę, abym wyszła.
- Już po wszystkim.
-Uf, to dobrze. Widząc twoją twarz, chyba mogę spokojnie powiedzieć, że nie będziesz przez jakiś czas nerwowy, i wszystko poszło w porządku, prawda? -spytałam, posyłając mu drobny uśmieszek.
- Tak, wszystko poszło w porządku. Hah, ja nie jestem nerwowy, po prostu... nie jestem w nastroju- po raz kolejny usłyszałam jego melodyjny śmiech, na co automatycznie przekręciłam lekko głowę na bok, obserwując jego dołeczki.
zamilkliśmy. Cisza, która między nami zapadła, była dość niezręczna. Zaczęłam się wiercić kiedy zauważyłam, że Jason wpatruje się we mnie.
-Dziękuję - usłyszałam jego cichy głos
- Nie ma za co, serio. Mam tylko nadzieje, że nie będziesz trzymać mnie tu wieczność- próbwałam rozluźnić atmosferę, ale patrząc na niego, chyba mu odpowiadała i dobrze się czuł.
- Jest. Każda inna dziewczyna wylazłaby na sam widok radiowozu i cieszyła by się "wolnością", ale ty mnie nie wydałaś - kolejny raz na jego ustach pojawił się uśmiech - Zaufałaś mi.
- Chcę uniknąć problemów. Rozumiem cię. Gdybym była na twoim miejscu, zrobiłabym tak samo. Szczerze, to byłbyś głupi i za dużo ryzykował, gdybyś mnie nie zabrał. Boję się teraz najbardziej reakcji mojej kuzynki. Już drugi dzień mnie nie ma, i nie daję znaków życia. To na pewno ona zawiadomiła policję o moim zaginięciu.
- Poczekaj. Właśnie coś wymyśliłem - jego oczy aż zalśniły- czy masz w Stratford jakąś rodzinę, oprócz twojej kuzynki? Skup się.
- Um.. Tak, mam. Mój wujek Joe mieszka nie daleko Rosalie.
- Świetnie! Zadzwoń do niej, i powiedz że przenocujesz parę nocek u niego.
- Oszalałeś? Będzie kazała mi wracać natychmiast do domu! Wujek z pewnością nie pozwoli mi zostać, jeżeli będę pod jej zakazem. Zresztą już mam przechlapane. Mogę się założyć, że kiedy mama przyjedzie, ona pójdzie i opowie jej o całym zamieszaniu, i uziemi mnie na trzydzieści lat- wywróciłam oczami.
- Daj spokój, nie może być aż tak źle, to jedyne wyjście. Zadzwoń do niego, albo ja cię zawiozę, zostaniesz u niego a ja będę mieć lepszy dostęp do ciebie.
- Dostęp?- zachichotałam, nie za bardzo rozumiejąc.
- tak, no bo widzisz.. Po tym wszystkim nie mogę cię tak normalnie puścić. Będę cię musiał mieć na oku przez jakiś czas, a później się zobaczy. Zrozum mnie, nie wiem co za bardzo zrobić w takiej skomplikowanej sytuacji.
Po chwili podszedł do "swojego pokoju" i wyciągnął z kolejnej skrytki w łóżku mój telefon.
- Ile ty jeszcze masz tych skrytek?
- Dużo. Ten magazyn musi być dobrze zabezpieczony na wszelkie wypadki - puścił mi oczko- masz, dzwoń do wujka.
W prawdzie nie miałam jak odmówić, dlatego postanowiłam to zrobić.
-Halo?- dźwięk dochodzący ze słuchawki przyciągnął moją uwagę
- Um, wujek Joe? Cześć, mówi Kate.
- Kate? Witaj kochana. Dawno cię nie widziałem..
-Tak, wiem. Ja ciebie też. Myślałam ostatnio o tobie, i pomyślałam sobie, że może cię odwiedze, co ty na to? -zapytałam, błagając w duchu o zgodę
- Jesteś w Stratford? Och, jak cudownie! Oczywiście, serdecznie zapraszam!
przenosząc wzrok na Jasona, który trzymał ucho z drugiej strony telefonu, w ten sposób podsłuchiwając, i przybiliśmy sobie piątkę
- Wspaniale. Będę za pól godziny.
- Okej. Czekam
rozłączyłam się. Oboje ucieszyliśmy się, że na razie wszystko idzie po naszej myśli. Wstaliśmy, i wtedy wtuliłam się w chłopaka bardzo mocno, z uciechy, a on bardzo się zdziwił. Po chwili poczułam jego ramiona obejmujące mnie, i wtedy zdałam sobie sprawę, co my właściwie robimy. Natychmiast się od niego oderwałam
- Um, ja przepraszam, nie chciałam.. ja.. - przerwał mi
- Nie szkodzi- po raz setny się uśmiechnął, chwycił mnie za rękę i wychodząc z budynku wsiedliśmy do jego samochodu. Zapinając pas, rozsiadłam się wygodnie.
- Poczekaj sekundę, pójdę powiedzieć Jamesowi gdzie jedziemy.
Przytaknęłam.
________________________________________________________________________________
Jason POV
nie wiem co się stało, ale było mi przyjemnie, obejmując ją. Ruszyłem w stronę "salonu" i zauważyłem mojego kumpla obserwującego okolice przez okno.
- Jadę zawieść Kate do jej wujka.
- Wyglądaliście jak byście byli parą -spojrzał się z dumnym uśmiechem próbując mi dokuczyć.
- Co? Daj spokój, stary. Przecież tylko chwyciłem ją za rękę, nic wielkiego. Ogarnij się
- Jasne. Tylko się czasem nie zakochaj- zachichotał- bo ona jest niezła. Mogła by cię rozkochać w sobie w bardzo szybkim tempie.
- Nie poszukuje laski. Nie jestem takim pantoflarzem jak ty- posłałem mu znaczące spojrzenie i ponownie z mojego gardła wydobył się śmiech. - Idę.
poniedziałek, 21 lipca 2014
Two Roads rozdział 6.
Jason POV
Usłyszałem otwierające się wejściowe drzwi. Wiedziałem, że to James, dlatego natychmiastowo zerwałem się z miejsca w którym siedziałem i ruszyłem w jego stronę, zostawiając ją samą.
- I co? Jak sie trzyma cała ta sytuacja? - zapytał, ściągając buty.
- W miarę. Rozmawiałem z nią, zadzwoniła przy mnie do swojej kuzynki, która była tam z nią i swoim chłopakiem.
- i?
- Powiedziała jej, że zgubiła się i znalazła swoją koleżankę, którą zna z internetu i teraz u niej nocuję.
- Boże, rozumiem, że ona w panice nie mogła wymyślić nic lepszego, ale stary, przecież ty też tam byłeś.. Nie mogłeś się trochę wysilić i jej pomóc? - zapytał, przewracając oczami, z miną niedowierzającą.
- To się tak szybko działo, nie myślałem nad tym- zaczęliśmy się śmiać.
- gdzie ona jest?
- w pokoju na górze
Zaprowadziłem go do niej. Wchodząc, Kate (a tak przy najmniej mi się wydaję) była zdziwiona, bo myślała że jestem sam.
- To ona? -zapytał, przelatując po niej wzrokiem, a ona znowu czuła nie komfort.
-Ta.
- Cześć mała - James lekko się zaśmiał, podchodząc do niej, a ona wpatrywała się w jego każdy ruch, coraz bardziej otwierając oczy z przerażenia.
- Ej, zostaw ją.-poinformowałem go, a gdy się odwrócił przymrużyłem oczy, kręcąc głową w geście, że ma odpuścić. Dziewczyna popatrzyła na mnie w taki sposób, jakby chciała mi podziękować. Dziwne było to, że po takiej krótkiej rozmowie, zupełnie przestała się mnie bać. Rozumiem, że laski tak mają, ale nie wiedziałem, że to tak szybko pójdzie. Szczerze mówiąc, nie chciałem żeby czuła się przy mnie dobrze, dlatego że trudniej byłoby mi kazać jej coś zrobić.
- Jak ona ma na imię?
- Kate.- spojrzałem na nią pytająco- prawda?
-Tak. - odpowiedziała.
- No dobrze. Co ona tam robiła?
- A więc ona...-Naglę jej słodki głos mi przerwał
- Wiesz, nie chcę nic mówić, ale ja tu jestem i mogę doskonale sama wszystko wytłumaczyć- na jej twarzy pojawił się grymas, i oburzenie a my nie mogliśmy uwierzyć, w to co właśnie powiedziała.
Wkurzyła mnie.
- Ktoś ci pozwolił mi przerywać? - ryknąłem, obserwując jej reakcję, ale ona zachowywała się jakby się tego spodziewała.
-Przepraszam.. - wymamrotała, spuszczając głowę w dół, bawiąc się palcami.
Tym razem jej odpuszczam, ale następnym obiecuję, że pożałuję.
Wracając do poprzedniej rozmowy, postanowiłem kontynuować.
- A więc mówiła mi, że była ich trójka. Ona obczajała co i jak, i natknęła się na mnie. Tyle.
-Hmm... okej. Co teraz z nią zrobimy?
- Nie mam pojęcia. Ale musimy się pospieszyć.
________________________________________________________________________________
Kate POV
Wiem, że nie powinnam się w ogóle odzywać, ze względu na moje bezpieczeństwo, ale nie mogłam znieść tego że zachowywali sie jakby mnie tam nie było. Przecież stałam parę metrów od nich, mogłam mu wszystko doskonale wytłumaczyć, ale nieee...On wolał zapytać Jasona.
Siedziałam w ciszy, czekając na ich "wyrok". Zaczęło doprowadzać mnie to do szału! Rozmawiali, co ze mną zrobią, przy moim towarzystwie. Idioci.
Po tej długiej konwersacji doszli do wniosku, że zostanę na noc. Przecież Jason od początku mówił mi, że tak będzie, więc nie rozumiem dlaczego nie mogli przejść do sedna.
-Chodź- łapiąc mnie za łokieć, zaprowadził mnie do pokoju w którym mnie zamknął.
-Posłuchaj, traktujemy cię dosyć ulgowo, dlatego że nie chcę abyś cokolwiek komuś wygadała. Jak już wiesz, zostajesz na noc, a jutro pomyślimy co dalej.
Kiwając głową, zaczęłam poszukiwania czegoś, czym mogłabym się przykryć podczas spania, ale chłopak chyba czytał mi w myślach i przyniósł mi granatowy koc.
Popatrzyłam się mu w oczy, nie mogłam oderwać wzroku od nich, były takie cudowne. Oczywiście nie sugeruję, że zaczęłam czuć coś do niego, to by było dziwne, ale miałam niezmierną ochotę zapytać go o jego przeszłość.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś?
-N...nie. Chyba nie.
Poczułam jak burczy mi w brzuchu. Miałam nadzieję, że tego nie usłyszał, jednak okazało się że ma słuch jak orzeł.
-Jesteś głodna... hmm... kiedy ostatnio jadłaś?
- Rano. Niechętnie jem obiady.
-Cholera. Okej, poczekaj zrobię ci coś do jedzenia.
Wyszedł. Wyglądał na zatroskanego, ale doskonale wiedziałam, że muszę wyglądać dobrze, żeby było widać ze nocowałam u tej koleżanki.
Postanowiłam się rozgościć i ułożyłam koc wzdłuż kanapy. Usłyszałam kroki dochodzące z korytarza. Szło jedzenie. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jaka głodna byłam. najchętniej pożarłabym całą lodówkę, ze stresu. -Proszę- podając mi kanapkę, usiadł, obserwując jak jem.
Kanapka była pyszna.
-Jason... wy.. wy mi nic nie zrobicie, prawda? -spytałam zmęczona tym wszystkim, dla upewnienia.
-Nic. Obiecuje. Nie stresuj się tym. Nie wolno ci. Jeżeli będziesz wyglądała na przemęczoną lub zestresowaną, policja na pewno zrobi ci badania.
Przytakując, zdjęłam buty, i położyłam się. Chłopak nadal wpatrywał się we mnie, sprawdzając czy wszystko ze mną w porządku. Wiedziałam, że robi to ze względu na policję, ale wyczułam w nim nutkę zatroskania.
Czułam, jak powieki stają się coraz cięższe, lecz nie chciałam zasypiać przy nim. Nie odpuszczał, najwidoczniej czekał aż zasnę. Postanowiłam sobie odpuścić, i zanim się zorientowałam, zasnęłam. Było mi wygodnie, czułam nadal jego obecność, jednak spałam. Dziwne. Po chwili zobaczyłam siebie, otoczoną czarnym tłem. Byłam przerażona. Biegałam i krzyczałam o pomoc, i wtedy znikąd ujawniła się wielka strzelba. Goniła mnie. Poczułam czyjeś ręce na sobie, pomyślałam, że to jest dalsza część snu i krzyk wydobył się z moich ust. Nie kontrolowałam tego. Ręce które na mnie leżały, szturchały mnie coraz mocniej. W końcu przerwałam ten horror i się obudziłam. Na de mną pochylał się Jason. jego twarz była tak bardzo blisko mojej. Lekko się uśmiechnął, i pomógł mi wstać.
- Prawdopodobnie wybawiłem cię ze złego snu.
-Och, tak. Dziękuje ci.
-Co ci się śniło? -pytał dalej, a ja wstydziłam się powiedzieć.
-Nic takiego. Jestem prawie pewna że cię to nie obchodzi- odwzajemniłam uśmiech.
-To jesteś w błędzie, opowiadaj.
- No doobrze.. a więc byłam ja, sama, w ciemnej przestrzeni, i bardzo się bałam. Wtedy pojawiła się ogromna strzelba, i goniła mnie- zaśmiałam się- głupie.
- haha, to prawda. Pamiętaj, że takie rzeczy nie istnieją.
Przerwało nam głośne pukanie do drzwi.
- Policja! Otwierać!- dźwięk wydostał się z zewnątrz, a ja obserwowałam jak jego mina automatycznie zbladła. Nie wiedział co robić. Znieruchomiał.
Potrząsnęłam nim lekko, w celu obudzenia go z transu. Wtedy wpadł ten drugi koleś prawdopodobnie o imieniu James
- Jason! Jason gliny przylazły! Zrób coś z nią!
Wtedy się ocknął.
-Kurwa!- mamrocząc, Wziął mnie na ręce, i pobiegł na strych. Rozejrzał się, gdzie można by było mnie schować, i wtedy wyglądał jakby go olśniło.
- Posłuchaj mnie uważnie. Błagam cię, nie krzycz nic, nie wychodź i się nie ruszaj. Wejdziesz teraz do tajemnej skrytki. Przyjdę po ciebie. Ufam ci. Proszę - jego czoło stykało się z moim, a on przymknął oczy. Poczułam motyle w brzuchu. Wyglądał jakby chciał mnie pocałować, jednak ostatecznie tego nie zrobił.
- Możesz mi ufać. Ja ci zaufałam, i wierzę że odwieziesz mnie bezpiecznie do domu, unikając przy tym kłopotów. Ale wisisz mi przysługę- puściłam mu oczko, trącąc go ramieniem w geście pocieszenia i dodania otuchy, po czym chwyciłam jego twarz w dłonie i delikatnie odsunęłam. On odsunął parę koców , i wyciągnął ze ściany cegły, ukazując małą skrytkę. Kazał mi tam wejść. Gdy wykonałam jego polecenie, zamurował mnie.
- Spokojnie, będzie dobrze. Niedługo wrócę- szepnął i wtedy odszedł. Słyszałam jak policjanci wchodzili do korytarza, a mi serce biło jak szalone.
Usłyszałem otwierające się wejściowe drzwi. Wiedziałem, że to James, dlatego natychmiastowo zerwałem się z miejsca w którym siedziałem i ruszyłem w jego stronę, zostawiając ją samą.
- I co? Jak sie trzyma cała ta sytuacja? - zapytał, ściągając buty.
- W miarę. Rozmawiałem z nią, zadzwoniła przy mnie do swojej kuzynki, która była tam z nią i swoim chłopakiem.
- i?
- Powiedziała jej, że zgubiła się i znalazła swoją koleżankę, którą zna z internetu i teraz u niej nocuję.
- Boże, rozumiem, że ona w panice nie mogła wymyślić nic lepszego, ale stary, przecież ty też tam byłeś.. Nie mogłeś się trochę wysilić i jej pomóc? - zapytał, przewracając oczami, z miną niedowierzającą.
- To się tak szybko działo, nie myślałem nad tym- zaczęliśmy się śmiać.
- gdzie ona jest?
- w pokoju na górze
Zaprowadziłem go do niej. Wchodząc, Kate (a tak przy najmniej mi się wydaję) była zdziwiona, bo myślała że jestem sam.
- To ona? -zapytał, przelatując po niej wzrokiem, a ona znowu czuła nie komfort.
-Ta.
- Cześć mała - James lekko się zaśmiał, podchodząc do niej, a ona wpatrywała się w jego każdy ruch, coraz bardziej otwierając oczy z przerażenia.
- Ej, zostaw ją.-poinformowałem go, a gdy się odwrócił przymrużyłem oczy, kręcąc głową w geście, że ma odpuścić. Dziewczyna popatrzyła na mnie w taki sposób, jakby chciała mi podziękować. Dziwne było to, że po takiej krótkiej rozmowie, zupełnie przestała się mnie bać. Rozumiem, że laski tak mają, ale nie wiedziałem, że to tak szybko pójdzie. Szczerze mówiąc, nie chciałem żeby czuła się przy mnie dobrze, dlatego że trudniej byłoby mi kazać jej coś zrobić.
- Jak ona ma na imię?
- Kate.- spojrzałem na nią pytająco- prawda?
-Tak. - odpowiedziała.
- No dobrze. Co ona tam robiła?
- A więc ona...-Naglę jej słodki głos mi przerwał
- Wiesz, nie chcę nic mówić, ale ja tu jestem i mogę doskonale sama wszystko wytłumaczyć- na jej twarzy pojawił się grymas, i oburzenie a my nie mogliśmy uwierzyć, w to co właśnie powiedziała.
Wkurzyła mnie.
- Ktoś ci pozwolił mi przerywać? - ryknąłem, obserwując jej reakcję, ale ona zachowywała się jakby się tego spodziewała.
-Przepraszam.. - wymamrotała, spuszczając głowę w dół, bawiąc się palcami.
Tym razem jej odpuszczam, ale następnym obiecuję, że pożałuję.
Wracając do poprzedniej rozmowy, postanowiłem kontynuować.
- A więc mówiła mi, że była ich trójka. Ona obczajała co i jak, i natknęła się na mnie. Tyle.
-Hmm... okej. Co teraz z nią zrobimy?
- Nie mam pojęcia. Ale musimy się pospieszyć.
________________________________________________________________________________
Kate POV
Wiem, że nie powinnam się w ogóle odzywać, ze względu na moje bezpieczeństwo, ale nie mogłam znieść tego że zachowywali sie jakby mnie tam nie było. Przecież stałam parę metrów od nich, mogłam mu wszystko doskonale wytłumaczyć, ale nieee...On wolał zapytać Jasona.
Siedziałam w ciszy, czekając na ich "wyrok". Zaczęło doprowadzać mnie to do szału! Rozmawiali, co ze mną zrobią, przy moim towarzystwie. Idioci.
Po tej długiej konwersacji doszli do wniosku, że zostanę na noc. Przecież Jason od początku mówił mi, że tak będzie, więc nie rozumiem dlaczego nie mogli przejść do sedna.
-Chodź- łapiąc mnie za łokieć, zaprowadził mnie do pokoju w którym mnie zamknął.
-Posłuchaj, traktujemy cię dosyć ulgowo, dlatego że nie chcę abyś cokolwiek komuś wygadała. Jak już wiesz, zostajesz na noc, a jutro pomyślimy co dalej.
Kiwając głową, zaczęłam poszukiwania czegoś, czym mogłabym się przykryć podczas spania, ale chłopak chyba czytał mi w myślach i przyniósł mi granatowy koc.
Popatrzyłam się mu w oczy, nie mogłam oderwać wzroku od nich, były takie cudowne. Oczywiście nie sugeruję, że zaczęłam czuć coś do niego, to by było dziwne, ale miałam niezmierną ochotę zapytać go o jego przeszłość.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś?
-N...nie. Chyba nie.
Poczułam jak burczy mi w brzuchu. Miałam nadzieję, że tego nie usłyszał, jednak okazało się że ma słuch jak orzeł.
-Jesteś głodna... hmm... kiedy ostatnio jadłaś?
- Rano. Niechętnie jem obiady.
-Cholera. Okej, poczekaj zrobię ci coś do jedzenia.
Wyszedł. Wyglądał na zatroskanego, ale doskonale wiedziałam, że muszę wyglądać dobrze, żeby było widać ze nocowałam u tej koleżanki.
Postanowiłam się rozgościć i ułożyłam koc wzdłuż kanapy. Usłyszałam kroki dochodzące z korytarza. Szło jedzenie. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jaka głodna byłam. najchętniej pożarłabym całą lodówkę, ze stresu. -Proszę- podając mi kanapkę, usiadł, obserwując jak jem.
Kanapka była pyszna.
-Jason... wy.. wy mi nic nie zrobicie, prawda? -spytałam zmęczona tym wszystkim, dla upewnienia.
-Nic. Obiecuje. Nie stresuj się tym. Nie wolno ci. Jeżeli będziesz wyglądała na przemęczoną lub zestresowaną, policja na pewno zrobi ci badania.
Przytakując, zdjęłam buty, i położyłam się. Chłopak nadal wpatrywał się we mnie, sprawdzając czy wszystko ze mną w porządku. Wiedziałam, że robi to ze względu na policję, ale wyczułam w nim nutkę zatroskania.
Czułam, jak powieki stają się coraz cięższe, lecz nie chciałam zasypiać przy nim. Nie odpuszczał, najwidoczniej czekał aż zasnę. Postanowiłam sobie odpuścić, i zanim się zorientowałam, zasnęłam. Było mi wygodnie, czułam nadal jego obecność, jednak spałam. Dziwne. Po chwili zobaczyłam siebie, otoczoną czarnym tłem. Byłam przerażona. Biegałam i krzyczałam o pomoc, i wtedy znikąd ujawniła się wielka strzelba. Goniła mnie. Poczułam czyjeś ręce na sobie, pomyślałam, że to jest dalsza część snu i krzyk wydobył się z moich ust. Nie kontrolowałam tego. Ręce które na mnie leżały, szturchały mnie coraz mocniej. W końcu przerwałam ten horror i się obudziłam. Na de mną pochylał się Jason. jego twarz była tak bardzo blisko mojej. Lekko się uśmiechnął, i pomógł mi wstać.
- Prawdopodobnie wybawiłem cię ze złego snu.
-Och, tak. Dziękuje ci.
-Co ci się śniło? -pytał dalej, a ja wstydziłam się powiedzieć.
-Nic takiego. Jestem prawie pewna że cię to nie obchodzi- odwzajemniłam uśmiech.
-To jesteś w błędzie, opowiadaj.
- No doobrze.. a więc byłam ja, sama, w ciemnej przestrzeni, i bardzo się bałam. Wtedy pojawiła się ogromna strzelba, i goniła mnie- zaśmiałam się- głupie.
- haha, to prawda. Pamiętaj, że takie rzeczy nie istnieją.
Przerwało nam głośne pukanie do drzwi.
- Policja! Otwierać!- dźwięk wydostał się z zewnątrz, a ja obserwowałam jak jego mina automatycznie zbladła. Nie wiedział co robić. Znieruchomiał.
Potrząsnęłam nim lekko, w celu obudzenia go z transu. Wtedy wpadł ten drugi koleś prawdopodobnie o imieniu James
- Jason! Jason gliny przylazły! Zrób coś z nią!
Wtedy się ocknął.
-Kurwa!- mamrocząc, Wziął mnie na ręce, i pobiegł na strych. Rozejrzał się, gdzie można by było mnie schować, i wtedy wyglądał jakby go olśniło.
- Posłuchaj mnie uważnie. Błagam cię, nie krzycz nic, nie wychodź i się nie ruszaj. Wejdziesz teraz do tajemnej skrytki. Przyjdę po ciebie. Ufam ci. Proszę - jego czoło stykało się z moim, a on przymknął oczy. Poczułam motyle w brzuchu. Wyglądał jakby chciał mnie pocałować, jednak ostatecznie tego nie zrobił.
- Możesz mi ufać. Ja ci zaufałam, i wierzę że odwieziesz mnie bezpiecznie do domu, unikając przy tym kłopotów. Ale wisisz mi przysługę- puściłam mu oczko, trącąc go ramieniem w geście pocieszenia i dodania otuchy, po czym chwyciłam jego twarz w dłonie i delikatnie odsunęłam. On odsunął parę koców , i wyciągnął ze ściany cegły, ukazując małą skrytkę. Kazał mi tam wejść. Gdy wykonałam jego polecenie, zamurował mnie.
- Spokojnie, będzie dobrze. Niedługo wrócę- szepnął i wtedy odszedł. Słyszałam jak policjanci wchodzili do korytarza, a mi serce biło jak szalone.
niedziela, 20 lipca 2014
Two Roads rozdział 5.
Kate POV
- P..Puść mnie! - próbowałam wykrzyczeć, jednak chustka, którą miałam przywiązaną do ust nie pozwalała mi na to. Byłam przerażona! Nie spodziewałam się go tu. Żałuję że chciałam tu przyjechać.
Mogłam posłuchać Rosalie, a zamiast to zrobiłam ją w konia. Od początku mówiłam, że nie będę chodzić po jakiś zakamarkach, tylko obejrzymy budynek dookoła i wrócimy do domu. Jednak ja musiałam wejść do środka, i przyjrzeć się wszystkiemu z bliska. Brawa dla mnie.
Pewnie odchodzą teraz od zmysłów, szukając mnie po budynku! Tymczasem, ja siedziałam w samochodzie gangstera przywiązana chustami, czekająca co przyniesie los.
- Błagam, wypuść mnie! - krzyczałam, jednak wyszło z tego zwykłe niezrozumiałe mamrotanie.
- Zamknij się w końcu!- Gwałtownie się odwracając, wybuchnął, patrząc mi się podle w oczy, z kamienną buzią, doprowadzając mnie tym do grobowej ciszy. Byłam zbyt wystraszona żeby móc się poruszyć, lub cokolwiek powiedzieć. Jedyne, co mogłam w stanie zrobić to obserwować przez okno krajobrazy. Naglę samochód się zatrzymał. Zamarłam. Nie wiedziałam, czy teraz wysiądziemy, i zaprowadzi mnie w miejsce gdzie mnie zabiję, czy pójdziemy gdzieś indziej, i będzie mnie przytrzymywał. Strach mnie opętał. Nieprzyjemne ukłucia w brzuchu doprowadzały mnie do szaleństwa. Jason wysiadł i pomaszerował w stronę moich drzwi, otwierając je.
- Wysiadaj. - parsknął poirytowany.
Nawet nie zastanawiając się, gwałtownie się podniosłam i próbowałam stać, ale nie udawało mi się to dlatego że miałam związane ręce.
- Boże.. - wymamrotał, łapiąc mnie za talie i przerzucił mnie na swoje ramię. Musiał doskonale czuć, jak szybko biję mi serce, bo po kilkunastu krokach zaczął wiercić swoją klatką piersiową wznawiając próby zmiany pozycji. Postawił mnie, i złapał za ramię.
- No szybciej- pospieszał mnie.
Weszliśmy do wielkiego budynku, który- zapewne- był jego drugim magazynem.
Wchodząc po schodach, ostrożnie przyglądałam się przedmiotami wokół mnie. Przeszły mnie ciarki, na samą myśl co teraz. Zatrzymaliśmy się przy jakimś pokoju, a ja z paniki zaczęłam się wyrywać, usiłując zakończyć ten koszmar i wrócić do domu. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy widząc gdzie mnie zaprowadził, to to, że chcę mnie zgwałcić albo coś..
- Możesz się łaskawie nie ruszać !? Nie mam ochoty cię tu niańczyć!- wypowiadając te słowa, wepchnął mnie do pomieszczenia, zatrzaskując na klucz drzwi.
Odetchnęłam z ulgą.
Zauważyłam niewielką kanapę, więc pobiegłam w jej kierunku i położyłam się na niej. Bałam się. Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.
________________________________________________________________________________
Jason POV
Wybierając numer do Jamesa, telefon którego trzymałem w solidnym uścisku ręki prawie połamał się na części. Byłem wkurwiony. Nie miałem zielonego pojęcia co mam z nią zrobić. Minęły dwie godziny, pozostali ludzie na pewno się skapnęli że jej nie ma.
-Halo? - słysząc głos dobiegający ze słuchawki, odtrąciłem myśli i odpowiedziałem:
- James, posłuchaj jest źle... bardzo.
- Co się stało? Tylko nie mów, że coś poszło nie tak ze sprawą tego magazynu..
-Otóż to. Posłuchaj wszystko było okej, wysiadałem akurat z samochodu, kiedy zobaczyłem, że inne auto było zaparkowane od przodu. Tam byli ludzie! Nie mogli mnie zobaczyć, ale nie mogłem też tego zostawić. Skradałem się aż wszedłem na górę, i znalazłem odpowiednie miejsce na umieszczenie bomby. Ale wtedy usłyszałem czyjeś kroki.
- Co? Jakie kroki? Jak to? Widzieli cię?
- Nie! Znaczy... daj mi dokończyć! A więc szukając miejsca na ukrycie się, nie znalazłem go i..
- O boże stary, widzieli cię!
- Zamknij się i słuchaj! - wykrzyknąłem poirytowany jego ciągłymi przerwami. - Widziała mnie tylko jedna osoba.
- Jak to tylko jedna osoba? O jedna za dużo Jason! Co z tą osobą zrobiłeś? To chłopak czy dziewczyna? Na ile lat wygląda?
- James uspokój się. To jakaś laska, nie pytaj się mnie o wiek bo na prawdę nie wiem. Wygląda tak na mój wiek... zabrałem ją ze sobą i dzwonie o pomoc. Nie mogę jej zabić, bo przecież nie położyłem bomby a jeżeli ci ludzie zadzwonią na policje w celu jej zaginięcia, przeszukają teren i natkną się na moje odciski. Wtedy przyjadą do mnie i zastaną mnie i trupa. Nie zdążę jej nigdzie ukryć, zamaskować odciski i wszelkie dowody, że ona tu była. W dodatku będę wtedy ukarany za wybuch..
- Wiem, stary. Poczekaj. Będę za dwadzieścia minut. W tym czasie się uspokój, i idź ją popytaj o szczegóły.
- To znaczy?
- Kim jest, ile ma lat, co tam robiła, ilu ich było... poradzisz sobie
-Okej.- rozłączyłem się.
Przetarłem dłońmi całą długość twarzy, w celu uspokojenia. Odłożyłem telefon i ruszyłem w stronę pokoju.
Otworzyłem drzwi. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, zastałem ją.. śpiącą. Po cichu skradałem się do niej, nie wiedząc dokładnie czy ją obudzić, czy poczekać aż wypocznie i przypomni sobie wszystko.
Po chwili namysłu wyśmiałem drugą opcję i ją obudziłem.
-Obudź się! No obudź!- cicho krzyczałem, w zamian dostałem jakieś pomruki.
-Pobudka! No dalej! Po chwili obudziła się. Leniwie odwracając się w moją stronę, patrzyła mi przez chwilę w oczy, a później zerwała się z łóżka oszołomiona. Uświadomiła sobie, gdzie i z kim jest.
- O mój boże! Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Co tu robię? - zadawała milion pytań.
- Uspokój się i posłuchaj. - zasiadłem teraz na wierzchołku fotela leżącego obok niej, kładąc łokcie na kolanach, głowę opierając o dłonie ze zmęczenia. Patrzyłem na nią obojętnie, spod rzęs.
- Jesteś w magazynie. Ze mną. Znasz mnie? -pytałem wolno i spokojnie, żeby wygadała wszystko, co wie.
- T...tak. Znam.. Znaczy kojarzę. jesteś Jason Mccann, prawda? - zapytała niepewnie, jej oczy były czerwone i opuchnięte od łez, jej głos drżał.
- Tak. To ja. Posłuchaj mnie, musisz mi powiedzieć wszystko, rozumiesz?
- Ale... ale jak to wszystko? C..co chcesz wiedzieć?- nie ulegała.
- Co tam robiłaś? Tam, w sensie w magazynie.
Próbowała sobie przypomnieć całą sytuację, po chwili odpowiadając równie spokojnie jak ja.
- Ja... byłam tam z moją kuzynką.. W sumie po nic. My tylko chciałyśmy obejrzeć to wszystko z bliska. Widziałyśmy raport na ten temat. O..ona nie chciała mnie zabierać, bo wiedziała że będę ciekawa i będe chodzić po całym magazynie, a to nie bezpieczne.
-To prawda. To nie należy do najbezpieczniejszych rzeczy- lekko się uśmiechnąłem.- Byłaś tylko ty i twoja kuzynka?
- N..nie. Był też jej chłopak.
-Czyli było was trzech.
-Tak.
- Ile masz lat?
- 15
- Serio?- spytałem zdziwiony, przelatując po jej leżącej sylwetce wzrokiem. Widząc to, zarumieniła się i zaczęła się niekomfortowo kręcić.
-Tak.. serio.
-Masz przy sobie telefon?
-tak, mam.
-Teraz powiedz mi szczerze, bo wiem wszystko co się dzieje w tym mieście. Mogę namierzyć każdy telefon i każde wykonane połączenie. Szczerze mówiąc od tego zależy twoje życie - Szeroko się uśmiechnąłem a przez jej ciało przeszedł dreszcz- Dzwoniłaś na policję, albo do kogokolwiek?
-Nie.- odpowiedziała szybko. Dość za szybko.
- Na pewno? To jest ważne, podejrzewam że nie tyko dla mnie, ale również dla ciebie.
- Tak, na pewno. Szczerze mówiąc po zamknięciu byłam zmęczona i nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.
Postanowiłem bez słowa sprawdzić, czy mówi prawdę. Szczerzę, miałem nadzieje że ma rację.
Sięgnąłem z szafki sprzęt, jakieś kable i laptopa. Włączając i podłączając wszystko, wyrwałem jej telefon i podłączyłem do USB.
- Co ty robisz!? - wykrzyczała
- Sprawdzam, czy mówisz rację.
Po kilku kliknięciach mogłem odetchnąć z ulgą.
- Mówiłaś prawdę.
- No przecież mówiłam ci, że tak. Hej? Co ty robisz? Oddaj mój telefon!
- Nie mogę ci go oddać, możesz przecież zadzwonić, a ja nie chcę ryzykować.
- Daj mi chociaż zadzwonić do Rosalie!
- Do kogo?
-Rosalie! Mojej kuzynki. Chcę ją poinformować
zacząłem się śmiać
- co chcesz jej powiedzieć? Że porwał się Mccann i siedzisz teraz w zamknięciu, czekając co on zrobi? - wyśmiałem ją. -Nie ma mowy.
Po chwili namysłu jednak oddałem jej telefon.
-Siadaj tutaj- wskazałem na krzesło- zadzwoń do niej, i powiedz jej żeby się nie martwiła bo... jesteś u znajomych. Nakłam. Ach, no i zrób na głośnomówiący.
- Nie mam tutaj znajomych. Jestem z Florydy.
- Ja pierdolę. Powiedz cokolwiek, byle nie prawdę.
Odblokowując telefon, wyszukała numer i zaczęła dzwonić, robiąc jak jej kazałem - na głośnik.
-O mój boże, Kate! gdzie ty jesteś? Co się stało?- zaczęła jakaś dziewczyna nie dając dojść jej do słowa.
- Rose! Spokojnie, uspokój się i mnie posłuchaj.- zerknęła na mnie.- Nie martw się, wszystko jest dobrze. Otóż... em... gdy byłam w budynku ja... natknęłam się na taką dziewczynę.
-Dziewczynę!? Czy ona coś ci zrobiła?
- Nie- sztucznie się zaśmiała- no cośty. Ja.. Zakolegowałam się z nią, bo w prawdzie mówiąc wyszłam trochę do lasu poza teren, i się zgubiłam.
-Jak to zgubiłaś, miałam cię cały czas na oku.
Dziewczyna przełknęła ślinę, zastanawiając się co teraz powiedzieć. Patrzyła naglę z proszącym o pomoc wzrokiem.
Ruszając ustami bez dźwięku, gestykulowałem, żeby oznajmiła, że jest u tej koleżanki, a zgubiła się wtedy, kiedy poszła na górę.
Rozumiejąc to co pokazałem, dokładnie to samo przekazała.
- Noo.. dobrze.. Podaj adres to cię odbiorę.
-NIE!! To znaczy... nie, Rose. Znam tą dziewczynę z internetu, ja... chciałabym spędzić z nią trochę czasu, błagam, daj mi zostać na noc.- jej głos niemal ukazał swoją prawdziwą odsłonę, przy czym na pewno by się rozpłakała.
- Czy ty siebie słyszysz? Nie znasz jej, daj spokój i gadaj adres.
- Nie! Ja, ja chcę zostać. Znam ją. Na prawdę, zaufaj mi.
Nie dając szansy na odpowiedź odłączyła się. Popatrzyła mi w oczy ze smutkiem.
- Ona nie odpuści.- Łzy leciały jej po policzkach
- Trudno. Nie moja wina, że jest taka uparta. Chociaż powinienem się obrazić.
- Co? Dlaczego?
- Nazwałaś mnie dziewczyną.
Zaczęliśmy się śmiać, a ona w tym czasie też wycierała policzki.
- Nie masz płakać. Nic ci nie zrobię. Po prostu nie mogę cię teraz puścić.
Przytaknęła, po czym usłyszeliśmy otwierające się drzwi.
- P..Puść mnie! - próbowałam wykrzyczeć, jednak chustka, którą miałam przywiązaną do ust nie pozwalała mi na to. Byłam przerażona! Nie spodziewałam się go tu. Żałuję że chciałam tu przyjechać.
Mogłam posłuchać Rosalie, a zamiast to zrobiłam ją w konia. Od początku mówiłam, że nie będę chodzić po jakiś zakamarkach, tylko obejrzymy budynek dookoła i wrócimy do domu. Jednak ja musiałam wejść do środka, i przyjrzeć się wszystkiemu z bliska. Brawa dla mnie.
Pewnie odchodzą teraz od zmysłów, szukając mnie po budynku! Tymczasem, ja siedziałam w samochodzie gangstera przywiązana chustami, czekająca co przyniesie los.
- Błagam, wypuść mnie! - krzyczałam, jednak wyszło z tego zwykłe niezrozumiałe mamrotanie.
- Zamknij się w końcu!- Gwałtownie się odwracając, wybuchnął, patrząc mi się podle w oczy, z kamienną buzią, doprowadzając mnie tym do grobowej ciszy. Byłam zbyt wystraszona żeby móc się poruszyć, lub cokolwiek powiedzieć. Jedyne, co mogłam w stanie zrobić to obserwować przez okno krajobrazy. Naglę samochód się zatrzymał. Zamarłam. Nie wiedziałam, czy teraz wysiądziemy, i zaprowadzi mnie w miejsce gdzie mnie zabiję, czy pójdziemy gdzieś indziej, i będzie mnie przytrzymywał. Strach mnie opętał. Nieprzyjemne ukłucia w brzuchu doprowadzały mnie do szaleństwa. Jason wysiadł i pomaszerował w stronę moich drzwi, otwierając je.
- Wysiadaj. - parsknął poirytowany.
Nawet nie zastanawiając się, gwałtownie się podniosłam i próbowałam stać, ale nie udawało mi się to dlatego że miałam związane ręce.
- Boże.. - wymamrotał, łapiąc mnie za talie i przerzucił mnie na swoje ramię. Musiał doskonale czuć, jak szybko biję mi serce, bo po kilkunastu krokach zaczął wiercić swoją klatką piersiową wznawiając próby zmiany pozycji. Postawił mnie, i złapał za ramię.
- No szybciej- pospieszał mnie.
Weszliśmy do wielkiego budynku, który- zapewne- był jego drugim magazynem.
Wchodząc po schodach, ostrożnie przyglądałam się przedmiotami wokół mnie. Przeszły mnie ciarki, na samą myśl co teraz. Zatrzymaliśmy się przy jakimś pokoju, a ja z paniki zaczęłam się wyrywać, usiłując zakończyć ten koszmar i wrócić do domu. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy widząc gdzie mnie zaprowadził, to to, że chcę mnie zgwałcić albo coś..
- Możesz się łaskawie nie ruszać !? Nie mam ochoty cię tu niańczyć!- wypowiadając te słowa, wepchnął mnie do pomieszczenia, zatrzaskując na klucz drzwi.
Odetchnęłam z ulgą.
Zauważyłam niewielką kanapę, więc pobiegłam w jej kierunku i położyłam się na niej. Bałam się. Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.
________________________________________________________________________________
Jason POV
Wybierając numer do Jamesa, telefon którego trzymałem w solidnym uścisku ręki prawie połamał się na części. Byłem wkurwiony. Nie miałem zielonego pojęcia co mam z nią zrobić. Minęły dwie godziny, pozostali ludzie na pewno się skapnęli że jej nie ma.
-Halo? - słysząc głos dobiegający ze słuchawki, odtrąciłem myśli i odpowiedziałem:
- James, posłuchaj jest źle... bardzo.
- Co się stało? Tylko nie mów, że coś poszło nie tak ze sprawą tego magazynu..
-Otóż to. Posłuchaj wszystko było okej, wysiadałem akurat z samochodu, kiedy zobaczyłem, że inne auto było zaparkowane od przodu. Tam byli ludzie! Nie mogli mnie zobaczyć, ale nie mogłem też tego zostawić. Skradałem się aż wszedłem na górę, i znalazłem odpowiednie miejsce na umieszczenie bomby. Ale wtedy usłyszałem czyjeś kroki.
- Co? Jakie kroki? Jak to? Widzieli cię?
- Nie! Znaczy... daj mi dokończyć! A więc szukając miejsca na ukrycie się, nie znalazłem go i..
- O boże stary, widzieli cię!
- Zamknij się i słuchaj! - wykrzyknąłem poirytowany jego ciągłymi przerwami. - Widziała mnie tylko jedna osoba.
- Jak to tylko jedna osoba? O jedna za dużo Jason! Co z tą osobą zrobiłeś? To chłopak czy dziewczyna? Na ile lat wygląda?
- James uspokój się. To jakaś laska, nie pytaj się mnie o wiek bo na prawdę nie wiem. Wygląda tak na mój wiek... zabrałem ją ze sobą i dzwonie o pomoc. Nie mogę jej zabić, bo przecież nie położyłem bomby a jeżeli ci ludzie zadzwonią na policje w celu jej zaginięcia, przeszukają teren i natkną się na moje odciski. Wtedy przyjadą do mnie i zastaną mnie i trupa. Nie zdążę jej nigdzie ukryć, zamaskować odciski i wszelkie dowody, że ona tu była. W dodatku będę wtedy ukarany za wybuch..
- Wiem, stary. Poczekaj. Będę za dwadzieścia minut. W tym czasie się uspokój, i idź ją popytaj o szczegóły.
- To znaczy?
- Kim jest, ile ma lat, co tam robiła, ilu ich było... poradzisz sobie
-Okej.- rozłączyłem się.
Przetarłem dłońmi całą długość twarzy, w celu uspokojenia. Odłożyłem telefon i ruszyłem w stronę pokoju.
Otworzyłem drzwi. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, zastałem ją.. śpiącą. Po cichu skradałem się do niej, nie wiedząc dokładnie czy ją obudzić, czy poczekać aż wypocznie i przypomni sobie wszystko.
Po chwili namysłu wyśmiałem drugą opcję i ją obudziłem.
-Obudź się! No obudź!- cicho krzyczałem, w zamian dostałem jakieś pomruki.
-Pobudka! No dalej! Po chwili obudziła się. Leniwie odwracając się w moją stronę, patrzyła mi przez chwilę w oczy, a później zerwała się z łóżka oszołomiona. Uświadomiła sobie, gdzie i z kim jest.
- O mój boże! Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Co tu robię? - zadawała milion pytań.
- Uspokój się i posłuchaj. - zasiadłem teraz na wierzchołku fotela leżącego obok niej, kładąc łokcie na kolanach, głowę opierając o dłonie ze zmęczenia. Patrzyłem na nią obojętnie, spod rzęs.
- Jesteś w magazynie. Ze mną. Znasz mnie? -pytałem wolno i spokojnie, żeby wygadała wszystko, co wie.
- T...tak. Znam.. Znaczy kojarzę. jesteś Jason Mccann, prawda? - zapytała niepewnie, jej oczy były czerwone i opuchnięte od łez, jej głos drżał.
- Tak. To ja. Posłuchaj mnie, musisz mi powiedzieć wszystko, rozumiesz?
- Ale... ale jak to wszystko? C..co chcesz wiedzieć?- nie ulegała.
- Co tam robiłaś? Tam, w sensie w magazynie.
Próbowała sobie przypomnieć całą sytuację, po chwili odpowiadając równie spokojnie jak ja.
- Ja... byłam tam z moją kuzynką.. W sumie po nic. My tylko chciałyśmy obejrzeć to wszystko z bliska. Widziałyśmy raport na ten temat. O..ona nie chciała mnie zabierać, bo wiedziała że będę ciekawa i będe chodzić po całym magazynie, a to nie bezpieczne.
-To prawda. To nie należy do najbezpieczniejszych rzeczy- lekko się uśmiechnąłem.- Byłaś tylko ty i twoja kuzynka?
- N..nie. Był też jej chłopak.
-Czyli było was trzech.
-Tak.
- Ile masz lat?
- 15
- Serio?- spytałem zdziwiony, przelatując po jej leżącej sylwetce wzrokiem. Widząc to, zarumieniła się i zaczęła się niekomfortowo kręcić.
-Tak.. serio.
-Masz przy sobie telefon?
-tak, mam.
-Teraz powiedz mi szczerze, bo wiem wszystko co się dzieje w tym mieście. Mogę namierzyć każdy telefon i każde wykonane połączenie. Szczerze mówiąc od tego zależy twoje życie - Szeroko się uśmiechnąłem a przez jej ciało przeszedł dreszcz- Dzwoniłaś na policję, albo do kogokolwiek?
-Nie.- odpowiedziała szybko. Dość za szybko.
- Na pewno? To jest ważne, podejrzewam że nie tyko dla mnie, ale również dla ciebie.
- Tak, na pewno. Szczerze mówiąc po zamknięciu byłam zmęczona i nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.
Postanowiłem bez słowa sprawdzić, czy mówi prawdę. Szczerzę, miałem nadzieje że ma rację.
Sięgnąłem z szafki sprzęt, jakieś kable i laptopa. Włączając i podłączając wszystko, wyrwałem jej telefon i podłączyłem do USB.
- Co ty robisz!? - wykrzyczała
- Sprawdzam, czy mówisz rację.
Po kilku kliknięciach mogłem odetchnąć z ulgą.
- Mówiłaś prawdę.
- No przecież mówiłam ci, że tak. Hej? Co ty robisz? Oddaj mój telefon!
- Nie mogę ci go oddać, możesz przecież zadzwonić, a ja nie chcę ryzykować.
- Daj mi chociaż zadzwonić do Rosalie!
- Do kogo?
-Rosalie! Mojej kuzynki. Chcę ją poinformować
zacząłem się śmiać
- co chcesz jej powiedzieć? Że porwał się Mccann i siedzisz teraz w zamknięciu, czekając co on zrobi? - wyśmiałem ją. -Nie ma mowy.
Po chwili namysłu jednak oddałem jej telefon.
-Siadaj tutaj- wskazałem na krzesło- zadzwoń do niej, i powiedz jej żeby się nie martwiła bo... jesteś u znajomych. Nakłam. Ach, no i zrób na głośnomówiący.
- Nie mam tutaj znajomych. Jestem z Florydy.
- Ja pierdolę. Powiedz cokolwiek, byle nie prawdę.
Odblokowując telefon, wyszukała numer i zaczęła dzwonić, robiąc jak jej kazałem - na głośnik.
-O mój boże, Kate! gdzie ty jesteś? Co się stało?- zaczęła jakaś dziewczyna nie dając dojść jej do słowa.
- Rose! Spokojnie, uspokój się i mnie posłuchaj.- zerknęła na mnie.- Nie martw się, wszystko jest dobrze. Otóż... em... gdy byłam w budynku ja... natknęłam się na taką dziewczynę.
-Dziewczynę!? Czy ona coś ci zrobiła?
- Nie- sztucznie się zaśmiała- no cośty. Ja.. Zakolegowałam się z nią, bo w prawdzie mówiąc wyszłam trochę do lasu poza teren, i się zgubiłam.
-Jak to zgubiłaś, miałam cię cały czas na oku.
Dziewczyna przełknęła ślinę, zastanawiając się co teraz powiedzieć. Patrzyła naglę z proszącym o pomoc wzrokiem.
Ruszając ustami bez dźwięku, gestykulowałem, żeby oznajmiła, że jest u tej koleżanki, a zgubiła się wtedy, kiedy poszła na górę.
Rozumiejąc to co pokazałem, dokładnie to samo przekazała.
- Noo.. dobrze.. Podaj adres to cię odbiorę.
-NIE!! To znaczy... nie, Rose. Znam tą dziewczynę z internetu, ja... chciałabym spędzić z nią trochę czasu, błagam, daj mi zostać na noc.- jej głos niemal ukazał swoją prawdziwą odsłonę, przy czym na pewno by się rozpłakała.
- Czy ty siebie słyszysz? Nie znasz jej, daj spokój i gadaj adres.
- Nie! Ja, ja chcę zostać. Znam ją. Na prawdę, zaufaj mi.
Nie dając szansy na odpowiedź odłączyła się. Popatrzyła mi w oczy ze smutkiem.
- Ona nie odpuści.- Łzy leciały jej po policzkach
- Trudno. Nie moja wina, że jest taka uparta. Chociaż powinienem się obrazić.
- Co? Dlaczego?
- Nazwałaś mnie dziewczyną.
Zaczęliśmy się śmiać, a ona w tym czasie też wycierała policzki.
- Nie masz płakać. Nic ci nie zrobię. Po prostu nie mogę cię teraz puścić.
Przytaknęła, po czym usłyszeliśmy otwierające się drzwi.
piątek, 18 lipca 2014
Two Roads rozdział 4.
Jechali tam. Beze mnie. Wiedzieli, że będę ciekawa dlatego nie chcą mnie zabrać.
Zastanawiając się chwilę, co mam zrobić, zdecydowałam, że wyjdę teraz z łazienki z udawanym oburzeniem które tak na prawdę czaiło się za tym całym przedstawieniem które zaraz zrobię.
Przyglądając się szybko w lustrze, zmarszczyłam brwi i sprawdzałam czy moja twarz wygląda na złą. Wyskakując z łazienki wyrzuciłam ręce w powietrze z frustracji, bardzo się nakręciłam więc praktycznie kipiałam ze złości.
- Jedziecie tam beze mnie !? Dlaczego nie chcecie mnie zabrać? Chcę po prostu się przyjrzeć jak to wygląda, tyle! - Krzyczałam zdenerwowana, a oni patrzyli się na mnie osłupiało, jakby nie wiedzieli co się właśnie stało. Widać było, ze na prawdę nie mieli w planach mnie zabierać.
-Węszyłabyś. Nie chcieliśmy cię zabrać dlatego że z podekscytowania na pewno wchodziłabyś tam, gdzie nie trzeba. Znam cię.- odpowiedziała ze spokojem Rosalie.
- Nie odzywaj się do mnie! Dobrze wiesz, że matka ledwo co pozwala mi się widywać ze znajomymi poza szkołą, dlatego że ważniejsza jest nauka, a co dopiero takie cuda! Oszalałaby! Jeżeli mnie nie weźmiecie, będziecie mieć mnie na sumieniu, bo obiecuję że do wyjazdu nie będę się do was odzywać. Myślałam, że przyjeżdżając tu choć trochę odpocznę od granic mojej mamy, że poczuje tą dwu tygodniową "wolność, że przeżyję coś w miarę ciekawego, niż sterczenie nad książkami. W końcu Stratford do miasteczko pełne wrażeń, dobrze wiesz że tu nie ma przerw, wiecznie się coś dzieje. Zabierzcie mnie, obiecuję, że postaram się w miarę możliwości nie węszyć. Po prostu spróbujcie mnie zrozumieć.
Ciszę, która zapadła między naszą trójką uznałam za odpowiedź. Myśleli nad tym.
Po kilku intensywnych minutach które wydawały się być dla mnie wiecznością, Jake się odezwał.
- m..może da się coś wykombinować..-zerkając na Rose, najwidoczniej próbował w minie uzyskać chodź trochę potwierdzenia, do tego co powiedział. I tak się stało.
-Obiecujesz? - odezwała się po krótkiej chwili, a ja nie mogłam uwierzyć do czego to dążyło.
-Tak! Obiecuję!- wykrzyczałam wtulając się w nią, a zaraz potem w jej chłopaka.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jason POV
-Cholera- mrucząc pod nosem próbowałem złączyć kilka załączników we właśnie produkowanej przeze mnie bombie. Nie mogłem się skupić, nawet nie wiem dokładnie dlaczego. Byłem zmęczony, praktycznie od kilku dni nie zeznałem porządnego snu, bo ciągle musiałem załatwiać jakieś sprawy. Jedyne czego chciałem teraz od życia, to porządnego snu.
Rozmyślając nad tym, kiedy mógłbym wcisnąć w mój plan dnia chodź malutką dawkę snu, zawibrował telefon.
-Mccann?- przykładając słuchawkę do ucha, od razu usłyszałem czyiś głos.
- Siema James.- Próbowałem odpowiedzieć jak najmniej brzmiącym śpiącym głosem. Jednak frajer miał wyczucie i wiedział, że potrzebuję solidnej drzemki.
- Stary, co ci?
- Nic.- odpowiedziałem oschle. - mam rozumieć, że dzwonisz w jakimś konkretnym celu, prawda?
- Woah, spokojnie. Dzwonię żeby się zapytać, jak tam ta bomba którą POWINIENEŚ robić.- odpowiedział, podkreślając przed ostatnie słowo.
- Co ci odbija? Wykonuję swoją robotę, dobrze wiesz że nie zawalę, kurwa stary wątpisz we mnie !? Zresztą to jest MÓJ biznes i mogę robić co mi się podoba- wykrzyknąłem poirytowany, że ten idiota zaczyna mnie pouczać.
- Okej, okej. Nie musisz się od razu denerwować. Tylko pytałem. Pamiętaj, że masz jakąś godzinę na dokończenie i...
- Wiem stary, wszystko wiem. A teraz przestań mi łaskawie zawracać dupę i daj dokończyć to co robię- przerywając mu, miałem ochotę się już rozłączyć, jednak on sam to zrobił. W sumie to dobrze.Próbując się uspokoić, jeszcze raz sprawdziłem w moim laptopie, czy za godzinę teren będzie pusty.
Po kilku kliknięciach, odetchnąłem z ulgą, że przypadkiem policji nie ubzdurało się że trzeba jeszcze raz zaopatrzyć teren.
- Będzie pusto, doskonale.
Musiałem jechać w miejsce mojego ostatniego dzieła, i podłożyć jeszcze jedną bombę, bo za dużo ryzykowałem. Mówiąc prościej, zawaliłem. Policja ominęła parę niezbędnych punktów, które -przypominając sobie dopiero po powrocie- dotykałem gołymi rękami zostawiając przy tym moje DNA, i przy okazji dowody że to ja. Podkładając kolejną bombę, po magazynie nie byłoby żadnego śladu a ja byłbym w stu procentach pewien, że na razie jestem bezpieczny.
-gotowe.- sprawdzając czy wszystko działa tak jak powinno, zabezpieczyłem moje ukończone dzięło i wsadziłem do specjalnego pudełka.
Ubierając czarne supry, czarne lekko opadające spodnie, białą luźną bluzkę, cienki srebrny łańcuch i skórzaną kurtkę, ruszyłem na miejsce. Parkując samochód parędziesiąt metrów od celu, wysiadłem. Chowając pudełko za kurtkę-tak na wszelki wypadek- pomału zbliżałem się do budynku. Jednak ku mojemu zaskoczeniu ujrzałem inny samochód.
Zamarłem.Jeżeli tam byli ludzie, mogą mnie w każdej chwili zauważyć. A jeżeli zauważą mnie akurat tutaj, ze schowanym czymś za ubraniem, skradającego się z tyłu magazynu, będzie po mnie. Jednak musiałem zaryzykować, bo to była jedyna wolna okazja kiedy będę mógł obronić swoją dupę przed aresztowaniem. Zresztą, tych ludzi nie może być dużo. Mogę ich przecież zabić. Mam dużo czasu na zamaskowanie wszystkiego.
Skradając się dalej, tym razem z większą precyzją, udałem się do wejścia. Po cichu rozglądając się, uznałem że teren jest czysty i pobiegłem po schodach na górę. Szukając odpowiedniego pomieszczenia, gdzie mógłbym ułożyć bombę i nie bojąc się o nie rozwalenie czegoś, przy okazji nie trafiając na ludzi, w końcu ujrzałem malutki kącik
idealnie.
Podchodząc, kucnąłem i wyciągając z pojemnika urządzenie, miałem zamiar właśnie je położyć, kiedy usłyszałem czyjeś kroki.
Cholera cholera cholera cholera! - krzyczałem w myślach, rozglądając się nad ucieczką, jednak nie widziałem żadnej drogi. Obracając się, zobaczyłem dziewczynę. Była bardzo ładna. Miała piękne, dość długie, lekko falowane ciemno blond włosy, duże, okrągłe, świecące oczy, różowiutkie usta, i była dosyć blada.
Pewnie dlatego że widzi gangstera.
Była ubrana w granatową, dość luźną bluzkę, i ciemne, podarte dżinsy.
Stała osłupiała, nie będąc w stanie się poruszyć. patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczyma z przerażeniem. Wyglądała jakby zaraz miała krzyczeć. Natychmiast zrywając się na proste nogi, podbiegłem do niej zanim miała szanse to zrobić, gwałtownie zatkałem jej usta swoją ręką, i mocno trzymając ją za ramie ciągnąłem do tylnego wyjścia. Byłem przerażony. Nie planowałem tego. Wyciągnąłem broń, i przyłożyłem do jej skroni, modląc się żeby się przestraszyła i przestała się szarpać. Nie mogłem jej teraz zabić! Usłyszeliby pozostali, a gliny zaczęłyby natychmiastowe poszukiwania sprawcy, a ja nie miałem gdzie i jak ją ukryć.
Zawiązując jej chustkę którą znalazłem w kieszeni, zawiązałem jej usta, i przerzucając ją sobie na ramię pobiegłem do samochodu. Wsadzając ją na tylne siedzenia, zasiadłem na miejscu kierowcy i natychmiast wyjechałem. Uświadomiłem sobie, że przez tą sukę nie położyłem nawet tej cholernej bomby, i musiałem zacząć rozmyślać co robić, i to teraz. Wystarczy, że ogłoszą zaginięcie tej laski i pierwsze co, zaczną szukać odcisków, i natkną się na moje.
Zastanawiając się chwilę, co mam zrobić, zdecydowałam, że wyjdę teraz z łazienki z udawanym oburzeniem które tak na prawdę czaiło się za tym całym przedstawieniem które zaraz zrobię.
Przyglądając się szybko w lustrze, zmarszczyłam brwi i sprawdzałam czy moja twarz wygląda na złą. Wyskakując z łazienki wyrzuciłam ręce w powietrze z frustracji, bardzo się nakręciłam więc praktycznie kipiałam ze złości.
- Jedziecie tam beze mnie !? Dlaczego nie chcecie mnie zabrać? Chcę po prostu się przyjrzeć jak to wygląda, tyle! - Krzyczałam zdenerwowana, a oni patrzyli się na mnie osłupiało, jakby nie wiedzieli co się właśnie stało. Widać było, ze na prawdę nie mieli w planach mnie zabierać.
-Węszyłabyś. Nie chcieliśmy cię zabrać dlatego że z podekscytowania na pewno wchodziłabyś tam, gdzie nie trzeba. Znam cię.- odpowiedziała ze spokojem Rosalie.
- Nie odzywaj się do mnie! Dobrze wiesz, że matka ledwo co pozwala mi się widywać ze znajomymi poza szkołą, dlatego że ważniejsza jest nauka, a co dopiero takie cuda! Oszalałaby! Jeżeli mnie nie weźmiecie, będziecie mieć mnie na sumieniu, bo obiecuję że do wyjazdu nie będę się do was odzywać. Myślałam, że przyjeżdżając tu choć trochę odpocznę od granic mojej mamy, że poczuje tą dwu tygodniową "wolność, że przeżyję coś w miarę ciekawego, niż sterczenie nad książkami. W końcu Stratford do miasteczko pełne wrażeń, dobrze wiesz że tu nie ma przerw, wiecznie się coś dzieje. Zabierzcie mnie, obiecuję, że postaram się w miarę możliwości nie węszyć. Po prostu spróbujcie mnie zrozumieć.
Ciszę, która zapadła między naszą trójką uznałam za odpowiedź. Myśleli nad tym.
Po kilku intensywnych minutach które wydawały się być dla mnie wiecznością, Jake się odezwał.
- m..może da się coś wykombinować..-zerkając na Rose, najwidoczniej próbował w minie uzyskać chodź trochę potwierdzenia, do tego co powiedział. I tak się stało.
-Obiecujesz? - odezwała się po krótkiej chwili, a ja nie mogłam uwierzyć do czego to dążyło.
-Tak! Obiecuję!- wykrzyczałam wtulając się w nią, a zaraz potem w jej chłopaka.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jason POV
-Cholera- mrucząc pod nosem próbowałem złączyć kilka załączników we właśnie produkowanej przeze mnie bombie. Nie mogłem się skupić, nawet nie wiem dokładnie dlaczego. Byłem zmęczony, praktycznie od kilku dni nie zeznałem porządnego snu, bo ciągle musiałem załatwiać jakieś sprawy. Jedyne czego chciałem teraz od życia, to porządnego snu.
Rozmyślając nad tym, kiedy mógłbym wcisnąć w mój plan dnia chodź malutką dawkę snu, zawibrował telefon.
-Mccann?- przykładając słuchawkę do ucha, od razu usłyszałem czyiś głos.
- Siema James.- Próbowałem odpowiedzieć jak najmniej brzmiącym śpiącym głosem. Jednak frajer miał wyczucie i wiedział, że potrzebuję solidnej drzemki.
- Stary, co ci?
- Nic.- odpowiedziałem oschle. - mam rozumieć, że dzwonisz w jakimś konkretnym celu, prawda?
- Woah, spokojnie. Dzwonię żeby się zapytać, jak tam ta bomba którą POWINIENEŚ robić.- odpowiedział, podkreślając przed ostatnie słowo.
- Co ci odbija? Wykonuję swoją robotę, dobrze wiesz że nie zawalę, kurwa stary wątpisz we mnie !? Zresztą to jest MÓJ biznes i mogę robić co mi się podoba- wykrzyknąłem poirytowany, że ten idiota zaczyna mnie pouczać.
- Okej, okej. Nie musisz się od razu denerwować. Tylko pytałem. Pamiętaj, że masz jakąś godzinę na dokończenie i...
- Wiem stary, wszystko wiem. A teraz przestań mi łaskawie zawracać dupę i daj dokończyć to co robię- przerywając mu, miałem ochotę się już rozłączyć, jednak on sam to zrobił. W sumie to dobrze.Próbując się uspokoić, jeszcze raz sprawdziłem w moim laptopie, czy za godzinę teren będzie pusty.
Po kilku kliknięciach, odetchnąłem z ulgą, że przypadkiem policji nie ubzdurało się że trzeba jeszcze raz zaopatrzyć teren.
- Będzie pusto, doskonale.
Musiałem jechać w miejsce mojego ostatniego dzieła, i podłożyć jeszcze jedną bombę, bo za dużo ryzykowałem. Mówiąc prościej, zawaliłem. Policja ominęła parę niezbędnych punktów, które -przypominając sobie dopiero po powrocie- dotykałem gołymi rękami zostawiając przy tym moje DNA, i przy okazji dowody że to ja. Podkładając kolejną bombę, po magazynie nie byłoby żadnego śladu a ja byłbym w stu procentach pewien, że na razie jestem bezpieczny.
-gotowe.- sprawdzając czy wszystko działa tak jak powinno, zabezpieczyłem moje ukończone dzięło i wsadziłem do specjalnego pudełka.
Ubierając czarne supry, czarne lekko opadające spodnie, białą luźną bluzkę, cienki srebrny łańcuch i skórzaną kurtkę, ruszyłem na miejsce. Parkując samochód parędziesiąt metrów od celu, wysiadłem. Chowając pudełko za kurtkę-tak na wszelki wypadek- pomału zbliżałem się do budynku. Jednak ku mojemu zaskoczeniu ujrzałem inny samochód.
Zamarłem.Jeżeli tam byli ludzie, mogą mnie w każdej chwili zauważyć. A jeżeli zauważą mnie akurat tutaj, ze schowanym czymś za ubraniem, skradającego się z tyłu magazynu, będzie po mnie. Jednak musiałem zaryzykować, bo to była jedyna wolna okazja kiedy będę mógł obronić swoją dupę przed aresztowaniem. Zresztą, tych ludzi nie może być dużo. Mogę ich przecież zabić. Mam dużo czasu na zamaskowanie wszystkiego.
Skradając się dalej, tym razem z większą precyzją, udałem się do wejścia. Po cichu rozglądając się, uznałem że teren jest czysty i pobiegłem po schodach na górę. Szukając odpowiedniego pomieszczenia, gdzie mógłbym ułożyć bombę i nie bojąc się o nie rozwalenie czegoś, przy okazji nie trafiając na ludzi, w końcu ujrzałem malutki kącik
idealnie.
Podchodząc, kucnąłem i wyciągając z pojemnika urządzenie, miałem zamiar właśnie je położyć, kiedy usłyszałem czyjeś kroki.
Cholera cholera cholera cholera! - krzyczałem w myślach, rozglądając się nad ucieczką, jednak nie widziałem żadnej drogi. Obracając się, zobaczyłem dziewczynę. Była bardzo ładna. Miała piękne, dość długie, lekko falowane ciemno blond włosy, duże, okrągłe, świecące oczy, różowiutkie usta, i była dosyć blada.
Pewnie dlatego że widzi gangstera.
Była ubrana w granatową, dość luźną bluzkę, i ciemne, podarte dżinsy.
Stała osłupiała, nie będąc w stanie się poruszyć. patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczyma z przerażeniem. Wyglądała jakby zaraz miała krzyczeć. Natychmiast zrywając się na proste nogi, podbiegłem do niej zanim miała szanse to zrobić, gwałtownie zatkałem jej usta swoją ręką, i mocno trzymając ją za ramie ciągnąłem do tylnego wyjścia. Byłem przerażony. Nie planowałem tego. Wyciągnąłem broń, i przyłożyłem do jej skroni, modląc się żeby się przestraszyła i przestała się szarpać. Nie mogłem jej teraz zabić! Usłyszeliby pozostali, a gliny zaczęłyby natychmiastowe poszukiwania sprawcy, a ja nie miałem gdzie i jak ją ukryć.
Zawiązując jej chustkę którą znalazłem w kieszeni, zawiązałem jej usta, i przerzucając ją sobie na ramię pobiegłem do samochodu. Wsadzając ją na tylne siedzenia, zasiadłem na miejscu kierowcy i natychmiast wyjechałem. Uświadomiłem sobie, że przez tą sukę nie położyłem nawet tej cholernej bomby, i musiałem zacząć rozmyślać co robić, i to teraz. Wystarczy, że ogłoszą zaginięcie tej laski i pierwsze co, zaczną szukać odcisków, i natkną się na moje.
czwartek, 17 lipca 2014
Two Roads rozdział 3.
Kate POV
- Kto to Mccann?- zapytałam zdezorientowana, bo nie miałam zielonego pojęcia kim jest ten człowiek.
- Umm... to nikt ważny, Kate. - odpowiedziała Rosalie, z widocznym wyrazem twarzy znaczącym, że coś przede mną ukrywa. Jake przesłał jej poważne, znaczące spojrzenie przez co poczułam niepokój.
Postanowiłam zrobić to samo, tylko że w trochę inny sposób. Patrzyłam się na nią z wyraźnym stwierdzeniem, że on ma rację
niezależnie co to było, ważne żeby mi powiedziała.
Rose poczuła się niekomfortowo, sądząc co jej minie. Chwyciła moją rękę i zaprowadziła mnie do mojego "nowego pokoju".
-A więc....- postanowiłam przerwać niezręczną ciszę.
- Mccann to taki chłopak...-nie wiedziała jak zacząć. - on.... Jake miał z nim kiedyś do czynienia. Zanim mnie poznał. To było jakieś półtora roku temu. Opowiadał mi, że założył się z kolegami o jakąś głupotę, nie wiem. Tak czy siak miało to coś wspólnego z taką starą chatą która była opuszczona od lat. Jake miał wykombinować jakąś mało szkodliwą rzecz, która rozwaliłaby ten domek na kawałki. Głupie, co nie?
Miał na to cały tydzień, albo musiałby wykąpać się w bagnie. Prawdopodobnie byli pijani. Pierwsza rzecz która przyszła mu na myśl to był mało szkodliwy dynamit, ale ostatecznie zdecydował się na bombę, dlatego że łatwiej ją dostać. Zdobył numer do Jasona i...
- Czekaj.- przerwałam jej- Jason to jest...
- Mccann- dokończył za mnie Jake, który stał na progu drzwi. - Jason Mccann.
- Gdy po wszelkich staraniach zdobyłem numer, próbowałem zamówić tą małą bombę, którą zrobiłby zapewne w kilka godzin.
a więc zajmował się bombami.
Gdy doszliśmy do porozumienia, musiałem zapłacić dość sporą sumę pieniędzy, no wiesz,bardzo wymagający i te sprawy.. Gdy poszedłem ją odebrać, ujrzałem jego piwnicę. Przynajmniej tak mi się wydaję. Na półkach leżały kartony różnej wielkości podpisane czyimiś nazwiskami. Niektóre rozpoznałem, należały do znanych gangsterów. Pamiętam że trochę się wtedy przeraziłem. Kazał mi najpierw zapłacić, a później podpisać jakieś papiery związane z całą tą sprawą. Nie mogłem nikomu a zwłaszcza policji mówić że znam ten adres, i znam GO. Papier ufności- tak, tak można to nazwać. Groził mi, że jeżeli komuś powiem o zaistnionej sytuacji, po prostu mnie zabiję.
przeszedł mnie dreszcz.
-Powiedział to w tak rozpracowany i obojętny sposób, jakby mówił to każdemu ze swoich klientów. Zapewne właśnie tak było. Musiał utrzymać pewną granicę między sobą i tym co robi a policją.
Po całej tej akcji, uznałem, że miałem spore szczęście że policja nie zainteresowała się nagłym wybuchem tej chaty, dlatego że prędzej czy szybciej odkryliby kto to zrobił, a ja bym miał przerąbane.
-a czy.. Czy on sam też podkłada bomby?- zapytałam zaciekawiona
- Oczywiście, że tak. Co to za głupie pytanie. To gangster. Za to się utrzymuję.
- ile on ma lat? -zapytałam, nie mogąc się dłużej powstrzymywać
- Um... noo... 16.- odpowiedział niepewnie Jake, po czym wpatrywał się w moje oszołomione oczy.
- Co? 16? Jest tylko o rok ode mnie starszy !? - krzyknęłam zdziwiona, wyobrażając sobie jak JA w tym wieku mogłabym robić takie rzeczy, zabijając bez sumienia ludzi.
-Tak, Kate. Nie interesuj się nim, to niebezpieczny gość. Um, wydaje mi się, że jest już późno.
- racja- potwierdziłam- idę się myć.
Podczas kąpieli cały czas myślałam o nim. Jak on żyję, co z nim jest, dlaczego to robi, od ilu lat, chciałam wiedzieć wszystko. Byłam strasznie zaciekawiona jego życiową historią.
Sięgnęłam po czysty ręcznik, i wycierając się nim rozmyślałam jakby tu odpowiedzieć na swoje wszystkie ciekawskie pytania.
Muszę wiedzieć o nim wszystko. WSZYSTKO. Gdyby był ode mnie dużo starszy, kiwnęłabym ręką i miała go w dupie. Ale on był jeszcze młody. On był prawie taki jak ja. Coś tu musi być nie tak.
Ostatecznie wymyśliłam najgłupszą ale za to najłatwiejsza rzecz na świecie. Sprawdzę w komputerze. Jedyny minus był w tym, że nie wiem jak w ich komputerze wykasować historię przeglądania, a Rosalie codziennie ją przegląda, tak na wszelki wypadek. Czekając do północy, aż wszyscy zasną, pobiegłam na palcach na dół do barku, w którym znajdował się laptop. Jednym ruchem przekręciłam kluczyk i otworzyłam. Teraz w moich rękach znajdowało się urządzenie. Biegnąc szybciutko na górę, zamknęłam się na klucz i włączając sprzęt upewniłam się, że wszyscy śpią.
- Doskonale- mruknęłam cicho sama do siebie, zadowolona.
W wyszukiwarce wpisałam "Jason Mccann" i czekałam na proponowane opcję. Klikając w parę linków i czytając treści zawarte w nich przeklinałam, że nie ma nic oczywistego. Cholera.
Naglę wyskoczyło mi pewne źródło, które przyciągnęło moją uwagę.
Jason Mccann- wszystko o nim! Ciekawe informację tylko u nas!
To jest to. Nieraz byłam w niebo wzięta, kiedy komputer okazał się najlepszym, co mi mogło pomóc.
Jason Mccann- 16lat, miejscowy gangster w Stratford, zajmujący się wykonywaniem bomb. Pochodzi z Las Vegas, jednak po zerwaniu rodzinnych więzi ostatecznie przeniósł się do Canady. Wykonuję bomby na zamówienie, oraz dla własnego użytku. Poszukiwany przez policję w Las Vegas i w naszym mieście. Narobił wiele szkód, jednak policja nie ma wystarczająco dobrych dowodów na to, że mógł to być on.
Tyle mi wystarczyło. Ale musiałam wiedzieć jedną, najważniejsza rzecz- DLACZEGO.
Napisane było wiele faktów, ale żadne nie były racjonalnie wyjaśnione. Mimo, jak bardzo byłam ciekawa, więcej nie byłam w stanie się dowiedzieć. No bo przecież on by mnie zabił, gdybym choć spytała się dlaczego akurat bomby, hah.
Poszłam spać. Następnego dnia, Moja kuzynka jak i jej chłopak byli trochę podekscytowani.
- Co wam jest? - zapytałam, ziewając.
- Nic- odpowiedzieli równo, natychmiast zmieniając wyrazy twarzy na kamienne. Ucichli. Wiedziałam, że coś ukrywają.
- Przestańcie mnie okłamywać! - krzyknęłam przytłoczona
Zostaniesz sama na godzinę. Musimy jechać załatwić ważną sprawę. Możemy ci ufać?
- Ta..- przytaknęłam, idąc do "łazienki" ale tak na prawdę podsłuchiwałam ich.
- Nie lepiej jej z kimś zostawić? Wiesz jaka ona jest. Nie odpuści i będzie chciała jechać z nami.
- Spokojnie, wiem co robię. Wystarczy odwrócić jej uwagę, zresztą, z nie zostawię jej z kimś obcym dla niej.
- No tak. Ciekawy jestem, jak wygląda taka chata po wybuchu..
- Zamknij się! Nie rozmawiajmy o tym teraz, w każdej chwili ona może wyjść. Przecież jej tam nie zabierzemy...
I wszystko było jasne, jadą tam.
- Kto to Mccann?- zapytałam zdezorientowana, bo nie miałam zielonego pojęcia kim jest ten człowiek.
- Umm... to nikt ważny, Kate. - odpowiedziała Rosalie, z widocznym wyrazem twarzy znaczącym, że coś przede mną ukrywa. Jake przesłał jej poważne, znaczące spojrzenie przez co poczułam niepokój.
Postanowiłam zrobić to samo, tylko że w trochę inny sposób. Patrzyłam się na nią z wyraźnym stwierdzeniem, że on ma rację
niezależnie co to było, ważne żeby mi powiedziała.
Rose poczuła się niekomfortowo, sądząc co jej minie. Chwyciła moją rękę i zaprowadziła mnie do mojego "nowego pokoju".
-A więc....- postanowiłam przerwać niezręczną ciszę.
- Mccann to taki chłopak...-nie wiedziała jak zacząć. - on.... Jake miał z nim kiedyś do czynienia. Zanim mnie poznał. To było jakieś półtora roku temu. Opowiadał mi, że założył się z kolegami o jakąś głupotę, nie wiem. Tak czy siak miało to coś wspólnego z taką starą chatą która była opuszczona od lat. Jake miał wykombinować jakąś mało szkodliwą rzecz, która rozwaliłaby ten domek na kawałki. Głupie, co nie?
Miał na to cały tydzień, albo musiałby wykąpać się w bagnie. Prawdopodobnie byli pijani. Pierwsza rzecz która przyszła mu na myśl to był mało szkodliwy dynamit, ale ostatecznie zdecydował się na bombę, dlatego że łatwiej ją dostać. Zdobył numer do Jasona i...
- Czekaj.- przerwałam jej- Jason to jest...
- Mccann- dokończył za mnie Jake, który stał na progu drzwi. - Jason Mccann.
- Gdy po wszelkich staraniach zdobyłem numer, próbowałem zamówić tą małą bombę, którą zrobiłby zapewne w kilka godzin.
a więc zajmował się bombami.
Gdy doszliśmy do porozumienia, musiałem zapłacić dość sporą sumę pieniędzy, no wiesz,bardzo wymagający i te sprawy.. Gdy poszedłem ją odebrać, ujrzałem jego piwnicę. Przynajmniej tak mi się wydaję. Na półkach leżały kartony różnej wielkości podpisane czyimiś nazwiskami. Niektóre rozpoznałem, należały do znanych gangsterów. Pamiętam że trochę się wtedy przeraziłem. Kazał mi najpierw zapłacić, a później podpisać jakieś papiery związane z całą tą sprawą. Nie mogłem nikomu a zwłaszcza policji mówić że znam ten adres, i znam GO. Papier ufności- tak, tak można to nazwać. Groził mi, że jeżeli komuś powiem o zaistnionej sytuacji, po prostu mnie zabiję.
przeszedł mnie dreszcz.
-Powiedział to w tak rozpracowany i obojętny sposób, jakby mówił to każdemu ze swoich klientów. Zapewne właśnie tak było. Musiał utrzymać pewną granicę między sobą i tym co robi a policją.
Po całej tej akcji, uznałem, że miałem spore szczęście że policja nie zainteresowała się nagłym wybuchem tej chaty, dlatego że prędzej czy szybciej odkryliby kto to zrobił, a ja bym miał przerąbane.
-a czy.. Czy on sam też podkłada bomby?- zapytałam zaciekawiona
- Oczywiście, że tak. Co to za głupie pytanie. To gangster. Za to się utrzymuję.
- ile on ma lat? -zapytałam, nie mogąc się dłużej powstrzymywać
- Um... noo... 16.- odpowiedział niepewnie Jake, po czym wpatrywał się w moje oszołomione oczy.
- Co? 16? Jest tylko o rok ode mnie starszy !? - krzyknęłam zdziwiona, wyobrażając sobie jak JA w tym wieku mogłabym robić takie rzeczy, zabijając bez sumienia ludzi.
-Tak, Kate. Nie interesuj się nim, to niebezpieczny gość. Um, wydaje mi się, że jest już późno.
- racja- potwierdziłam- idę się myć.
Podczas kąpieli cały czas myślałam o nim. Jak on żyję, co z nim jest, dlaczego to robi, od ilu lat, chciałam wiedzieć wszystko. Byłam strasznie zaciekawiona jego życiową historią.
Sięgnęłam po czysty ręcznik, i wycierając się nim rozmyślałam jakby tu odpowiedzieć na swoje wszystkie ciekawskie pytania.
Muszę wiedzieć o nim wszystko. WSZYSTKO. Gdyby był ode mnie dużo starszy, kiwnęłabym ręką i miała go w dupie. Ale on był jeszcze młody. On był prawie taki jak ja. Coś tu musi być nie tak.
Ostatecznie wymyśliłam najgłupszą ale za to najłatwiejsza rzecz na świecie. Sprawdzę w komputerze. Jedyny minus był w tym, że nie wiem jak w ich komputerze wykasować historię przeglądania, a Rosalie codziennie ją przegląda, tak na wszelki wypadek. Czekając do północy, aż wszyscy zasną, pobiegłam na palcach na dół do barku, w którym znajdował się laptop. Jednym ruchem przekręciłam kluczyk i otworzyłam. Teraz w moich rękach znajdowało się urządzenie. Biegnąc szybciutko na górę, zamknęłam się na klucz i włączając sprzęt upewniłam się, że wszyscy śpią.
- Doskonale- mruknęłam cicho sama do siebie, zadowolona.
W wyszukiwarce wpisałam "Jason Mccann" i czekałam na proponowane opcję. Klikając w parę linków i czytając treści zawarte w nich przeklinałam, że nie ma nic oczywistego. Cholera.
Naglę wyskoczyło mi pewne źródło, które przyciągnęło moją uwagę.
Jason Mccann- wszystko o nim! Ciekawe informację tylko u nas!
To jest to. Nieraz byłam w niebo wzięta, kiedy komputer okazał się najlepszym, co mi mogło pomóc.
Jason Mccann- 16lat, miejscowy gangster w Stratford, zajmujący się wykonywaniem bomb. Pochodzi z Las Vegas, jednak po zerwaniu rodzinnych więzi ostatecznie przeniósł się do Canady. Wykonuję bomby na zamówienie, oraz dla własnego użytku. Poszukiwany przez policję w Las Vegas i w naszym mieście. Narobił wiele szkód, jednak policja nie ma wystarczająco dobrych dowodów na to, że mógł to być on.
Tyle mi wystarczyło. Ale musiałam wiedzieć jedną, najważniejsza rzecz- DLACZEGO.
Napisane było wiele faktów, ale żadne nie były racjonalnie wyjaśnione. Mimo, jak bardzo byłam ciekawa, więcej nie byłam w stanie się dowiedzieć. No bo przecież on by mnie zabił, gdybym choć spytała się dlaczego akurat bomby, hah.
Poszłam spać. Następnego dnia, Moja kuzynka jak i jej chłopak byli trochę podekscytowani.
- Co wam jest? - zapytałam, ziewając.
- Nic- odpowiedzieli równo, natychmiast zmieniając wyrazy twarzy na kamienne. Ucichli. Wiedziałam, że coś ukrywają.
- Przestańcie mnie okłamywać! - krzyknęłam przytłoczona
Zostaniesz sama na godzinę. Musimy jechać załatwić ważną sprawę. Możemy ci ufać?
- Ta..- przytaknęłam, idąc do "łazienki" ale tak na prawdę podsłuchiwałam ich.
- Nie lepiej jej z kimś zostawić? Wiesz jaka ona jest. Nie odpuści i będzie chciała jechać z nami.
- Spokojnie, wiem co robię. Wystarczy odwrócić jej uwagę, zresztą, z nie zostawię jej z kimś obcym dla niej.
- No tak. Ciekawy jestem, jak wygląda taka chata po wybuchu..
- Zamknij się! Nie rozmawiajmy o tym teraz, w każdej chwili ona może wyjść. Przecież jej tam nie zabierzemy...
I wszystko było jasne, jadą tam.
środa, 16 lipca 2014
Two Roads rozdział 2.
Nadszedł ten dzień. Dzień wyjazdu. Podczas oczekiwania na nadejście tej chwili dużo myślałam, i uświadomiłam sobie że może i mama ma rację. Do Meksyku mogę pojechać w wakacje, które zbliżają się wielkimi krokami. Na razie odpuszczam.
Rano, tuż po obudzeniu nie marnowałam czasu i zbiegłam po schodach zrobić sobie porządne śniadanie, abym nie pojechała z pustym żołądkiem w tą "fascynującą" podróż. Podczas oczekiwania na bulganie wody które oznaczało, że moje jajka które gotowałam są gotowe, poszłam do łazienki się ubrać i odświeżyć. Przy myciu zębów usłyszałam dźwięk na który wyczekiwałam, jednak nie mogłam przecież wyjść z buzią pełną pasty.
- Cholera - syknęłam, zwinnie wyskakując z pomieszczenia w którym się ubierałam i pobiegłam w ostatniej chwili wyłączyć moje śniadanie.
Miałam na sobie dżinsowe rurki, białą luźną koszulkę i srebrny łańcuszek. Nakładając potrawę na talerz, szybko ją zjadłam, po czym pobiegłam do mojego pokoju z zamiarem posprzątania go, jednak zastałam go wysprzątanego. Zdziwiłam się, i wtedy usłyszałam głos zza drzwi
- Nie oglądaj się tak, idź się lepiej spakować. To nie lada wysiłek pościelić twoje pełne poduszek łóżko- zaśmiała się moja mama, wskazując mi walizkę, którą ewidentnie przyniosła z salonu.
-dzięki..-odpowiedziałam cicho i niepewnie.
Chwyciwszy za klamkę jednym ruchem otworzyłam szafę, z której aż wysypywało się.. wszystko.
- Musze tu kiedyś posprzątać- śmiejąc się sama do siebie zaczęłam wyciągać różne ciuchy które będę używać u Rosalie. Następnie poszłam do łazienki, wyciągnęłam wszystkie kosmetyki i tego podobne rzeczy wsadzając je do torby. Około dziesięć minut później byłam gotowa.
- Kate! Jesteś gotowa? - krzyknęła mama, na pewno spoglądając na zegarek
- tak mamo, już prawie!
Ściągając walizkę na dół pod drzwi, założyłam czarne trampki na wyższej podeszwie, chwyciłam jeszcze bluzę i kurtkę, wchodząc do samochodu.
- Mam nadzieje, kochanie, że się na mnie nie gniewasz- spytała niepewnie spoglądając na mnie moja towarzyszka przez następne pięć godzin.
- Niee, jest dobrze, mamo. Przemyślałam to, przecież mogę pojechać do Meksyku na wakacje- uśmiechnęłam się dodając jej otuchy do rozmowy
- Taak.. masz rację.
Po niezręcznej ciszy w końcu zadałam jej pytanie
-Mamo..
- tak, Kate?
- powiedz mi, czy jedziesz tam w sprawach biznesowych, czy wypoczynkowych?
-Oh, kochanie, oczewiście że w biznesowych. Przecież wiesz jaki jest mój szef. Musi miec ze mną wieczny kontakt, w końcu moja posada w pracy nie jest zbytnio nie ważna.
-Racja.
wyjeżdżając na autostradę włączyłam radio.
- No to jedziemy- parsknęła moja mama.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Rosalie POV
-Oh, nareszcie przyjechaliście!- krzyknęłam, gdy zobaczyłam moją kuzynkę i ciocię w progu drzwi. Cieszyłam się, że mogę znów je zobaczyć. W końcu mieszkałyśmy dość daleko od siebie, a moja ciocia zawsze była mi bliska.
- Witaj skarbie! Jak tam u was? Oh, cześć Jake!- ciesząc się witała się ze mną i moim chłopakiem.
- Hej mała, jak wam minęła podróż? -zapytałam, widząc, że czuje się nieswojo.
- Cześć Rose. Podróż minęła dość.. nudno, ale nie za bardzo- wymusiła uśmiech
- Choćmy usiąść do stołu, na pewno jesteście głodne- zaproponował Jake.
Rano, tuż po obudzeniu nie marnowałam czasu i zbiegłam po schodach zrobić sobie porządne śniadanie, abym nie pojechała z pustym żołądkiem w tą "fascynującą" podróż. Podczas oczekiwania na bulganie wody które oznaczało, że moje jajka które gotowałam są gotowe, poszłam do łazienki się ubrać i odświeżyć. Przy myciu zębów usłyszałam dźwięk na który wyczekiwałam, jednak nie mogłam przecież wyjść z buzią pełną pasty.
- Cholera - syknęłam, zwinnie wyskakując z pomieszczenia w którym się ubierałam i pobiegłam w ostatniej chwili wyłączyć moje śniadanie.
Miałam na sobie dżinsowe rurki, białą luźną koszulkę i srebrny łańcuszek. Nakładając potrawę na talerz, szybko ją zjadłam, po czym pobiegłam do mojego pokoju z zamiarem posprzątania go, jednak zastałam go wysprzątanego. Zdziwiłam się, i wtedy usłyszałam głos zza drzwi
- Nie oglądaj się tak, idź się lepiej spakować. To nie lada wysiłek pościelić twoje pełne poduszek łóżko- zaśmiała się moja mama, wskazując mi walizkę, którą ewidentnie przyniosła z salonu.
-dzięki..-odpowiedziałam cicho i niepewnie.
Chwyciwszy za klamkę jednym ruchem otworzyłam szafę, z której aż wysypywało się.. wszystko.
- Musze tu kiedyś posprzątać- śmiejąc się sama do siebie zaczęłam wyciągać różne ciuchy które będę używać u Rosalie. Następnie poszłam do łazienki, wyciągnęłam wszystkie kosmetyki i tego podobne rzeczy wsadzając je do torby. Około dziesięć minut później byłam gotowa.
- Kate! Jesteś gotowa? - krzyknęła mama, na pewno spoglądając na zegarek
- tak mamo, już prawie!
Ściągając walizkę na dół pod drzwi, założyłam czarne trampki na wyższej podeszwie, chwyciłam jeszcze bluzę i kurtkę, wchodząc do samochodu.
- Mam nadzieje, kochanie, że się na mnie nie gniewasz- spytała niepewnie spoglądając na mnie moja towarzyszka przez następne pięć godzin.
- Niee, jest dobrze, mamo. Przemyślałam to, przecież mogę pojechać do Meksyku na wakacje- uśmiechnęłam się dodając jej otuchy do rozmowy
- Taak.. masz rację.
Po niezręcznej ciszy w końcu zadałam jej pytanie
-Mamo..
- tak, Kate?
- powiedz mi, czy jedziesz tam w sprawach biznesowych, czy wypoczynkowych?
-Oh, kochanie, oczewiście że w biznesowych. Przecież wiesz jaki jest mój szef. Musi miec ze mną wieczny kontakt, w końcu moja posada w pracy nie jest zbytnio nie ważna.
-Racja.
wyjeżdżając na autostradę włączyłam radio.
- No to jedziemy- parsknęła moja mama.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Rosalie POV
-Oh, nareszcie przyjechaliście!- krzyknęłam, gdy zobaczyłam moją kuzynkę i ciocię w progu drzwi. Cieszyłam się, że mogę znów je zobaczyć. W końcu mieszkałyśmy dość daleko od siebie, a moja ciocia zawsze była mi bliska.
- Witaj skarbie! Jak tam u was? Oh, cześć Jake!- ciesząc się witała się ze mną i moim chłopakiem.
- Hej mała, jak wam minęła podróż? -zapytałam, widząc, że czuje się nieswojo.
- Cześć Rose. Podróż minęła dość.. nudno, ale nie za bardzo- wymusiła uśmiech
- Choćmy usiąść do stołu, na pewno jesteście głodne- zaproponował Jake.
- Oj taak, i to nawet nie wiesz jak- powiedziały w tym samym czasie, po chwili zaczynając się śmiać
- Siadajcie, Kate, pomożesz mi przygotować ciasto? - spytałam, chcąc zaciągnąć ją do kuchni na "babskie pogaduchy".
- Jasne.
Chwyciłam ją za rękę i zaprowadziłam do kuchni.
- Trzymaj, ukroj wszystkim po kawałku, a ja naleje do szklanek wodę na kawę.
Wykonując moje polecenie, postanowiłam znowu zacząć temat.
- Co tam u ciebie, hm? Jesteś jakoś małomówna, ale spokojnie, rozgościsz się
- No wiesz Rosalie, jest dobrze, ale miałam nadzieje że mama weźmie mnie na te wakacje- odpowiedziała smutno
- Byłaś tam miliony razy! Teraz czas na nasz wspólnie spędzony wypoczynek. A tak w ogóle, pamiętasz jak mówiłam ci o niespodziance?
Na jej twarzy rozległa się nagła iskra zainteresowania i szczęscia
- tak tak, pamiętam. Co to takiego? - powiedziała najwyraźniej bardzo zainteresowana
Choć za mną.
Zaprowadziłam ją na górę, gdzie znajdował się salon, sypialnia i pokój, którego Kate nie miała okazji zobaczyć.
- Co to takiego? Wskazała na nieznane jej pomieszczenie.
- To jest.. pokój. Wraz z Jake'm stwierdziliśmy, że dobrze by było posiadać pokój gościnny. Inaczej trefa gościa. Od dziś przez całe dwa tygodnie należy do ciebie!
Na jej twarzy było widać niemal niezliczone szczęście
-Ojej, to wspaniale! Nareszcie przestaniesz mnie kontrować i w ogóle- puszczając mi oczko zachichotała
-Woah, kto tak powiedział?- wybuchłyśmy śmiechem
- Będę się zbierać! - krzyk z dołu zwrócił nasza uwagę. Ciocia już jechała.
Poszłyśmy się pożegnać.
- Bądź grzeczna, okej? - jej mama zaczęła się z nią droczyć
Kate przewróciła oczami na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- Pa!- Rozległ się hałas.
- idę pooglądać telewizję. - poinformował mnie nasz nowy gość
-luz- odpowiedział za mnie mój chłopak, na co wzruszyłam ramionami.
Z daleka usłyszałam znajomy mi głos reportera który codziennie zapowiadał nowe wiadomości.
RAPORT SPECJALNY
Przerywamy program, aby nadać ważny komunikat. W lesie na zachodniej części miasta wybuchł stary magazyn. Na szczęście nie ma osób rannych, oraz wykryliśmy, że powodem wybuchnięcia była najprawdopodobniej odłożona bomba. Trwa w tej sprawie ślectwo. Nie wykryliśmy żadnych śladów sprawcy. Drogi w przeciągu dwóch kilometrów od zdarzenia zostały tymczasowo zamknięte.
Rozległa się cisza, wszyscy byli wsłuchani w słowa faceta, i o chwili Jake się odezwał:
- To na pewno Mccann. No bo kto inny?
Mina Kate była zmieszana.
- Kto to Mccann?- Zapytała zdezorientowana, nie chciałam opowiadać jej o tym typku, ale znając ją nie odpuści.
- Siadajcie, Kate, pomożesz mi przygotować ciasto? - spytałam, chcąc zaciągnąć ją do kuchni na "babskie pogaduchy".
- Jasne.
Chwyciłam ją za rękę i zaprowadziłam do kuchni.
- Trzymaj, ukroj wszystkim po kawałku, a ja naleje do szklanek wodę na kawę.
Wykonując moje polecenie, postanowiłam znowu zacząć temat.
- Co tam u ciebie, hm? Jesteś jakoś małomówna, ale spokojnie, rozgościsz się
- No wiesz Rosalie, jest dobrze, ale miałam nadzieje że mama weźmie mnie na te wakacje- odpowiedziała smutno
- Byłaś tam miliony razy! Teraz czas na nasz wspólnie spędzony wypoczynek. A tak w ogóle, pamiętasz jak mówiłam ci o niespodziance?
Na jej twarzy rozległa się nagła iskra zainteresowania i szczęscia
- tak tak, pamiętam. Co to takiego? - powiedziała najwyraźniej bardzo zainteresowana
Choć za mną.
Zaprowadziłam ją na górę, gdzie znajdował się salon, sypialnia i pokój, którego Kate nie miała okazji zobaczyć.
- Co to takiego? Wskazała na nieznane jej pomieszczenie.
- To jest.. pokój. Wraz z Jake'm stwierdziliśmy, że dobrze by było posiadać pokój gościnny. Inaczej trefa gościa. Od dziś przez całe dwa tygodnie należy do ciebie!
Na jej twarzy było widać niemal niezliczone szczęście
-Ojej, to wspaniale! Nareszcie przestaniesz mnie kontrować i w ogóle- puszczając mi oczko zachichotała
-Woah, kto tak powiedział?- wybuchłyśmy śmiechem
- Będę się zbierać! - krzyk z dołu zwrócił nasza uwagę. Ciocia już jechała.
Poszłyśmy się pożegnać.
- Bądź grzeczna, okej? - jej mama zaczęła się z nią droczyć
Kate przewróciła oczami na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- Pa!- Rozległ się hałas.
- idę pooglądać telewizję. - poinformował mnie nasz nowy gość
-luz- odpowiedział za mnie mój chłopak, na co wzruszyłam ramionami.
Z daleka usłyszałam znajomy mi głos reportera który codziennie zapowiadał nowe wiadomości.
RAPORT SPECJALNY
Przerywamy program, aby nadać ważny komunikat. W lesie na zachodniej części miasta wybuchł stary magazyn. Na szczęście nie ma osób rannych, oraz wykryliśmy, że powodem wybuchnięcia była najprawdopodobniej odłożona bomba. Trwa w tej sprawie ślectwo. Nie wykryliśmy żadnych śladów sprawcy. Drogi w przeciągu dwóch kilometrów od zdarzenia zostały tymczasowo zamknięte.
Rozległa się cisza, wszyscy byli wsłuchani w słowa faceta, i o chwili Jake się odezwał:
- To na pewno Mccann. No bo kto inny?
Mina Kate była zmieszana.
- Kto to Mccann?- Zapytała zdezorientowana, nie chciałam opowiadać jej o tym typku, ale znając ją nie odpuści.
poniedziałek, 14 lipca 2014
Two Roads rozdział 1.
Hej wszystkim :) To jest moje pierwsze opowiadanie, i mam nadzieje że się spodoba. Od razu mówię, że nie jestem obcykana na tym blogu i kompletnie nie wiem jak go używać, ale w końcu jakoś się połapałam jak napisać mój pierwszy rozdział :D Przepraszam za drobne błędy, rozdziały będą pojawiać się nieregularnie, a gdy tylko się połapie w tym wszystkim, zmieniam wygląd profilu.
WAŻNE:
opowiadanie jest o samotnej, spokojnej, niezbyt towarzyskiej dziewczynie (Kate Loretty) i chłopaku, który (UWAGA) wygląda jak Justin Bieber, w zasadzie to będzie on, ale występuje pod imieniem Jason Mccan, oraz zajmuje się tym samym co Jason z serialu WY JUZ WIECIE JAKIEGO ;) Dlaczego? To jest historia którą mam w głowie od dawna, i zawsze wyobrażałam sobie Jusa swoim wyglądem 16-latka, i dziewczyne o rok od niego młodszą. Jason pochodzi z Las Vegas, i tworzy bomby na zamówienie i z własnych korzyści. Dalej nie będe mówić :)
__________________________________________________________________________________
Kate POV
Piątek. Nareszcie piątek.
Od tygodnia nie mogłam się doczekać ostatniego dzwonka, który ogłaszał koniec lekcji. Nasza szkoła przechodziła mały remont w związku z tym została zamknięta na całe dwa tygodnie. Nie, żebym narzekała, ale nie byłam przyzwyczajona do takiego długiego nie uczęszczania na zajęcia. Oczywiście nie sugeruję, że jestem jakimś dzieckiem pozbawionym wolności, ale moja mama jest dość "uczulona" na sprawy typu wagarowanie, czy tego podobne. Nawet gdy byłam chora, dawała mi jakieś świństwa i powiedziała że niedługo poczuję się lepiej, i nie ma sensu nie puszczać mnie do szkoły. Żenada.
Tego dnia wracałam do domu sama. Wiedziałam co mnie czeka, dlatego że kilka dni temu pokłóciłam się z mamą. Zgadnijcie o co poszło- tak, o szkołę. Cały czas nalegam na trochę prywatności i pozwolenie na jakiekolwiek wyjście poza dom z przyjaciółmi. Mówiąc "przyjaciółmi" mam na myśli moją najlepszą przyjaciółkę Care, dlatego że -szczerze mówiąc- moje "grono przyjaciół" nie liczy zbyt dużej ilości członków. W zasadzie to nie liczy nawet dwóch. Owszem, posiadam parę koleżanek, ale nie są w moim życiu na tyle ważne, żeby się z nimi zadawać. Jestem typem osoby której dobrze z jedną osobą, i ze swoimi sprawami na głowie. Nie jestem zbyt towarzyska jeśli chodzi o dni codzienne, ale lubię się od czasu do czasu zabawić. Zresztą jak każdy człowiek.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Mamo! Wróciłam! - krzyknęłam, i po chwili usłyszałam odpowiedź
- Jestem w salonie! Chodź, musimy porozmawiać- odpowiedziała surowym głosem
Przełknęłam ślinę. Ostatnim razem trochę przesadziłam i powiedziałam parę nieodpowiednich słów, ale nie wiedziałam że może być aż tak zła.
Odkładając na krzesło najbliżej mnie leżące plecak ruszyłam w szybkim tempie do miejsca, które wskazała moja mama.
-Usiądź- palcem przejechała po krześle. Jej wyraz twarzy był nie do odczytania. W jej oczach czaiła się wściekłość, rozczarowanie i obojętność ale także nijakie zadowolenie.
Usiadłam.
- Chciałabym z tobą porozmawiać o.....- przerwała na chwilę, zastanawiając się co chciała powiedzieć. Jej twarz na chwilę stała się zdezorientowana.
- wakacjach.- przypominając sobie, wyraz twarzy wrócił do poprzedniego.
- Dlaczego akurat o tym? - zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać
- Dlatego, ze po długim namyśle uświadomiłam sobie, że masz rację. Potrzebujesz prywatności, w końcu jesteś jeszcze dzieckiem. Dlatego postanowiłam, że odpoczniesz sobie trochę ode mnie i poukładamy wszystkie nasze myśli i myślę że zrobi nam to na dobre.
Poczułam się dziwnie. Z jednej strony miała rację- tego właśnie potrzebowałam. Ale coraz bardziej mnie to niepokoiło.
- Umm, no dobrze. Masz rację, ale co mają do tego wakacje?
- Kate, postanowiłam, że pojadę do Meksyku sama. Bez ciebie.
Zdrętwiałam. Nie byłam w stanie się poruszyć ani odezwać, nie dowierzając w jej słowa. Jedyne, co mogłam zrobić to patrzyć na nią oszołomiona.
- CO!? JAK TO!? - wykrzyknęłam, wybijając ręce do góry z frustracji jaką czułam. Nie mogłam uwierzyć że nie chce mnie zabrać na te wakacje.
- Daj mi karę, cokolwiek, ale ja chcę jechać! - krzyczałam pewnie tak głośno, że całe osiedle spokojnie by mnie słyszało.
- Kate, dziecko spokojnie! Wszystko ci wytłumaczę. A więc nieraz mówiłaś, że potrzebujesz tej cholernej prywatności, dlatego postanowiłam że czas wolny od szkoły spędzisz u swojej starszej kuzynki, Rosalie. Od lat nie miałam normalnych wakacji, zresztą od początku miałam jechać sama, ale musimy sobie wszystko ułożyć. Poza tym to będzie dla ciebie odpowiednia kara.
Dupa a nie kara.- idź do pokoju.- szybko odpowiedziała, nie dając mi szansy na odpowiedź.- Dobrze.- odpowiedziałam oschle, z czystą irytacją w głosie, wzrokiem prawdopodobnie zabijającym.
Jedyne co zrobiłam to trzasnęłam głośno drzwiami, położyłam się na łóżku i zaczęłam krzyczeć w poduszkę.
- Ona zawszę musi wszystko mi popsuć !! ZAWSZE !- łkałam sama do siebie
Po około dziesięciu minutach, zaczęłam dochodzić do siebie, uspokajając się.
Nagle niespodziewanie zadzwonił mój telefon.
- świetne wyczucie czasu, idioto- mruczałam pod nosem odbierając
usłyszałam głos, który często słyszałam podczas podsłuchiwania rozmów mojej mamy. To była ona.
- Cześć mała! Słyszałam że wybierasz się do mnie na 2 tygodnie. Nie martw się, będzie spoko.
ta,bo przecież nigdy nie bawiłam się lepiej.
Wywróciłam oczami
-Ta, hej Rosalie. -odpowiedziałam leniwie
- Woah, słyszę że chyba w nie najleszym momencie zadzwoniłam. No ale trudno. Czekam na ciebie młoda, a, i mam dla ciebie niespodziankę jak przyjedziesz- mogłam wyczuć jej sławny uśmieszek kiedy wypowiadała te słowa.
- O, dzięki. Słuchaj Rosi, jestem zajęta w tym momencie, pogadamy jutro. pa.- odłączyłam się, nie dając jej szansy na odpowiedź. Nie byłam zajęta, potrzebowałam spokoju, jednak jej słowa nie dawały mi za wygraną, i chociaż niezbyt mnie obchodziło, co dla mnie szykowała, byłam bardzo ciekawa co wykombinowała.
WAŻNE:
opowiadanie jest o samotnej, spokojnej, niezbyt towarzyskiej dziewczynie (Kate Loretty) i chłopaku, który (UWAGA) wygląda jak Justin Bieber, w zasadzie to będzie on, ale występuje pod imieniem Jason Mccan, oraz zajmuje się tym samym co Jason z serialu WY JUZ WIECIE JAKIEGO ;) Dlaczego? To jest historia którą mam w głowie od dawna, i zawsze wyobrażałam sobie Jusa swoim wyglądem 16-latka, i dziewczyne o rok od niego młodszą. Jason pochodzi z Las Vegas, i tworzy bomby na zamówienie i z własnych korzyści. Dalej nie będe mówić :)
__________________________________________________________________________________
Kate POV
Piątek. Nareszcie piątek.
Od tygodnia nie mogłam się doczekać ostatniego dzwonka, który ogłaszał koniec lekcji. Nasza szkoła przechodziła mały remont w związku z tym została zamknięta na całe dwa tygodnie. Nie, żebym narzekała, ale nie byłam przyzwyczajona do takiego długiego nie uczęszczania na zajęcia. Oczywiście nie sugeruję, że jestem jakimś dzieckiem pozbawionym wolności, ale moja mama jest dość "uczulona" na sprawy typu wagarowanie, czy tego podobne. Nawet gdy byłam chora, dawała mi jakieś świństwa i powiedziała że niedługo poczuję się lepiej, i nie ma sensu nie puszczać mnie do szkoły. Żenada.
Tego dnia wracałam do domu sama. Wiedziałam co mnie czeka, dlatego że kilka dni temu pokłóciłam się z mamą. Zgadnijcie o co poszło- tak, o szkołę. Cały czas nalegam na trochę prywatności i pozwolenie na jakiekolwiek wyjście poza dom z przyjaciółmi. Mówiąc "przyjaciółmi" mam na myśli moją najlepszą przyjaciółkę Care, dlatego że -szczerze mówiąc- moje "grono przyjaciół" nie liczy zbyt dużej ilości członków. W zasadzie to nie liczy nawet dwóch. Owszem, posiadam parę koleżanek, ale nie są w moim życiu na tyle ważne, żeby się z nimi zadawać. Jestem typem osoby której dobrze z jedną osobą, i ze swoimi sprawami na głowie. Nie jestem zbyt towarzyska jeśli chodzi o dni codzienne, ale lubię się od czasu do czasu zabawić. Zresztą jak każdy człowiek.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Mamo! Wróciłam! - krzyknęłam, i po chwili usłyszałam odpowiedź
- Jestem w salonie! Chodź, musimy porozmawiać- odpowiedziała surowym głosem
Przełknęłam ślinę. Ostatnim razem trochę przesadziłam i powiedziałam parę nieodpowiednich słów, ale nie wiedziałam że może być aż tak zła.
Odkładając na krzesło najbliżej mnie leżące plecak ruszyłam w szybkim tempie do miejsca, które wskazała moja mama.
-Usiądź- palcem przejechała po krześle. Jej wyraz twarzy był nie do odczytania. W jej oczach czaiła się wściekłość, rozczarowanie i obojętność ale także nijakie zadowolenie.
Usiadłam.
- Chciałabym z tobą porozmawiać o.....- przerwała na chwilę, zastanawiając się co chciała powiedzieć. Jej twarz na chwilę stała się zdezorientowana.
- wakacjach.- przypominając sobie, wyraz twarzy wrócił do poprzedniego.
- Dlaczego akurat o tym? - zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać
- Dlatego, ze po długim namyśle uświadomiłam sobie, że masz rację. Potrzebujesz prywatności, w końcu jesteś jeszcze dzieckiem. Dlatego postanowiłam, że odpoczniesz sobie trochę ode mnie i poukładamy wszystkie nasze myśli i myślę że zrobi nam to na dobre.
Poczułam się dziwnie. Z jednej strony miała rację- tego właśnie potrzebowałam. Ale coraz bardziej mnie to niepokoiło.
- Umm, no dobrze. Masz rację, ale co mają do tego wakacje?
- Kate, postanowiłam, że pojadę do Meksyku sama. Bez ciebie.
Zdrętwiałam. Nie byłam w stanie się poruszyć ani odezwać, nie dowierzając w jej słowa. Jedyne, co mogłam zrobić to patrzyć na nią oszołomiona.
- CO!? JAK TO!? - wykrzyknęłam, wybijając ręce do góry z frustracji jaką czułam. Nie mogłam uwierzyć że nie chce mnie zabrać na te wakacje.
- Daj mi karę, cokolwiek, ale ja chcę jechać! - krzyczałam pewnie tak głośno, że całe osiedle spokojnie by mnie słyszało.
- Kate, dziecko spokojnie! Wszystko ci wytłumaczę. A więc nieraz mówiłaś, że potrzebujesz tej cholernej prywatności, dlatego postanowiłam że czas wolny od szkoły spędzisz u swojej starszej kuzynki, Rosalie. Od lat nie miałam normalnych wakacji, zresztą od początku miałam jechać sama, ale musimy sobie wszystko ułożyć. Poza tym to będzie dla ciebie odpowiednia kara.
Dupa a nie kara.- idź do pokoju.- szybko odpowiedziała, nie dając mi szansy na odpowiedź.- Dobrze.- odpowiedziałam oschle, z czystą irytacją w głosie, wzrokiem prawdopodobnie zabijającym.
Jedyne co zrobiłam to trzasnęłam głośno drzwiami, położyłam się na łóżku i zaczęłam krzyczeć w poduszkę.
- Ona zawszę musi wszystko mi popsuć !! ZAWSZE !- łkałam sama do siebie
Po około dziesięciu minutach, zaczęłam dochodzić do siebie, uspokajając się.
Nagle niespodziewanie zadzwonił mój telefon.
- świetne wyczucie czasu, idioto- mruczałam pod nosem odbierając
usłyszałam głos, który często słyszałam podczas podsłuchiwania rozmów mojej mamy. To była ona.
- Cześć mała! Słyszałam że wybierasz się do mnie na 2 tygodnie. Nie martw się, będzie spoko.
ta,bo przecież nigdy nie bawiłam się lepiej.
Wywróciłam oczami
-Ta, hej Rosalie. -odpowiedziałam leniwie
- Woah, słyszę że chyba w nie najleszym momencie zadzwoniłam. No ale trudno. Czekam na ciebie młoda, a, i mam dla ciebie niespodziankę jak przyjedziesz- mogłam wyczuć jej sławny uśmieszek kiedy wypowiadała te słowa.
- O, dzięki. Słuchaj Rosi, jestem zajęta w tym momencie, pogadamy jutro. pa.- odłączyłam się, nie dając jej szansy na odpowiedź. Nie byłam zajęta, potrzebowałam spokoju, jednak jej słowa nie dawały mi za wygraną, i chociaż niezbyt mnie obchodziło, co dla mnie szykowała, byłam bardzo ciekawa co wykombinowała.
Subskrybuj:
Posty (Atom)