poniedziałek, 20 października 2014

Two Road rozdział 25.

Cześć! To ważne, więc przeczytajcie. Chciałabym was zaprosić na mojego nowego bloga. Jest o dziewczynie Julie i chłopaku, który zmarł, lecz jego duch szuka pomocy u jej progu. Bardzo mi na tym zależy, aby miał dużo wyświetleń, więc serdecznie zapraszam :)
(link do 5rozdziału)

 http://betweenworldss.blogspot.com/2014/10/5-wyznanie.html


Kate POV

Poczułam, jak nogi mi miękną. Stały się zwyczajną watą. Nie mogłam przez chwilę w to uwierzyć, to do mnie nie docierało. Stałam bez ruchu, a na mojej twarzy nie było żadnych emocji. Po mojej kamiennej minie przeleciała łza, a już za chwilę moje zaszklone oczy zaczęły łzawić coraz bardziej... i nawet nie wiem kiedy wybuchłam płaczem. Upadłam na kolana, szlochając, a następnie położyłam się na podłogę, turlając się, próbując jakoś w ten sposób ukoić ból. Nie udało się. Nie mogłam nawet wydusić z siebie pytania, co się z nim dzieje, ani co się stało, ponieważ z mojej buzi wydobył się głośny jęk. Dusiłam się łzami. Michael podniósł mnie, próbując uspokoić. Moje ciało było niczym flak. Chłopak chwycił mnie mocno za ramiona, potrząsając mną, abym na niego spojrzała i wysłuchała, ale nie byłam w stanie tego zrobić. Otarł słoną substancję z moich polików, i próbował przemówić mi do głowy.
- Musimy czym prędzej jechać do szpitala- przekrzyczał mnie. Był tak samo przerażony jak ja. Wziął mnie na ręcę (dobrze wiedział, że nie miałam siły samodzielnie iść) i pobiegliśmy do auta. Odpalając pojazd, gwałtownie odjechaliśmy.

W szpitalu czekał na nas James. Jego ręka była w bandażu, oraz dostrzegłam wielką śliwę na prawym oku. Oprócz tego mnóstwo zadrapań, siniaków. Ten widok doprowadził mnie do kolejnego ataku płaczu. Przytuliłam go mocno, i już wolałam nie myśleć jak wygląda Jason.
- Nic się nie stało- szepnął mi do ucha- Jason musi przeżyć. To moja wina. Moja cholerna wina. Ja powinienem tam leżeć, nie on.
- C.. Co z nim- wyłkałam, nadal dusząc się własnymi łzami. Czarnowłosy tylko pokręcił głową, odtrącając myśli.
Ujrzałam pielęgniarkę. Wstając na ostatnich siłach pobiegłam  w jej stronę.
- Przepraszam, szukam Jasona Mccanna- głos mi drżał- w której sali jest?
- W ósemce. Proszę tam nie wchodzić. Kim pani jest?- zapytała młoda kobieta.
- Jestem jego dziewczyną, czy z nim wszystko w porządku?- wyłkałam
- Cóż... Jego stan jest bardzo zły. Gdyby nie czarnowłosy chłopak, który tam siedzi- wskazała palcem na Jamesa- chłopak dawno by nie żył. Został wielokrotnie dźgnięty nożem, a później postrzelony. Przykro mi.
Po jej słowach po raz kolejny zebrało mi się na płacz. Zamknęłam oczy i głośno przełknęłam ślinę.
- Czy... Czy on będzie żyć?
- Proszę pani, tamten pan reanimował pana Mccanna, prędzej go przenosząc w inne miejsce. Do ran wdała się infekcja. Skaleczenia za późno zostały owinięte czymś, co hamowałoby wylew krwi. Chłopak godzinę temu został przywieziony. Nasi lekarze cały czas robią co w ich mocy, aby go obudzić. Serce pana Jasona przestało chwilowo pracować, i przez wiele minut próbowaliśmy przywrócić go do życia. Tym razem się udało. Następnym razem możemy nie mieć takiego szczęścia, bowiem chłopak nie ma tyle siły, aby zawalczyć o życie. Utrudniają mu to również infekcję, głębokie rany oraz mała ilość krwi w organizmie. Serce może w każdej chwili przestać pracować, a to dlatego że skaleczenia składano niedaleko tego organu. Proszę czekać w nadziei.
Podziękowałam, i oddaliłam się, usiadłam na krześle, chowając twarz w dłonie. Powstrzymywałam się od płaczu. Słyszałam pikanie sprzętów z sali numer osiem. Po jakimś czasie z tego pomieszczenia wybiegł lekarz. Jego strój był biały, i było widać na nim kropelki krwi. Ten widok mnie sparaliżował. Prosił kilka pielęgniarek o pomoc. Mówił coś, że "chłopak znowu nam odszedł". Nie wytrzymałam.
- Jason!!! Kochanie, proszę, wróć, nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj!!!- krzyczałam na cały korytarz. Ksztusiłam się łzami, upadłam na podłogę, i poczułam jak zamykają mi się oczy. Zemdlałam.


Otwierając oczy, poczułam specyficzny lekarski zapach. gwałtownie wstałam, i rozglądnęłam się. Leżałam na łóżku lekarskim, a jakaś kobieta lekko się do mnie uśmiechnęła.
- Witam panno Kate, wie pani co się dzieje?
- Gdzie jest Jason- pytałam od razu
- Jason Mccann?
- tak, gdzie on jest, co się z nim dzieje!?
- Spokojnie. żyję.
- Spokojnie!? Niech pomoże go pani ratować, a nie, siedzi tu pani ze mną, pytając o moje cholerne zdrowie!
- Panno Kate- zaczeła, ale jej przerwałam
- Nie. Chce go zobaczyć.
- To nie jest możliwe- uciszyła mnie- Pan Mccann jest w trakcie ratunku...
 Natychmiast wstałam i wybiegłam z sali. gwałtownie otworzyłam drzwi od sali numer osiem. Ujrzałam mnóstwo pielęgniarek, dwóch lekarzy i Jasona na łóżku. Chłopak był strasznie blady, a jego rozcięcia na ciele przyprawiały mnie o ciarki. Jeden z facetów trzymał maszynę, którą próbował przywrócić blondyna do życia. Jedyne co słyszałam, to dźwięk pochodzący z monitora, do którego podłączony był siedemnastolatek. Linia wskazująca puls była prosta. Piszczący, jednolity, nie przerywający się odgłos przyprawił mnie o kolejną porcję płaczu. Podbiegłam do niego, Mocno go tuląc. Łzy ciekły mi po policzkach, spadając na jego usta. Pocałowałam go bardzo uczuciowo, głaskała po głowie, próbowałam wydusić z niego choć jedno słowo.
- Nie rób mi tego- szeptałam- wróć do mnie, przecież cię kocham, nie zostawiaj mnie!
- Przykro mi- usłyszałam z tyłu- robiliśmy wszystko, co w naszej mocy.
Dostałam ataku nerwicy. 
- Wam przykro? To nie wy właśnie tracicie miłość! To nie wy musicie to przeżywać! To nie wy musicie oglądać, jak wasza miłość ucieka wam do innego świata, to nie wy! Więc się kurwa zamknijcie, i go ratujcie!- łkałam, krzycząc ile wlezie, ale oni jedynie spuścili głowy w dół.
- Kochanie, błagam cię, otwórz te swoje śliczne oczka, i powiedz coś do mnie, wiem, że mnie słyszysz, wiem to. Wiem, że masz gdzieś tam siłę na powrót, zrób to dla mnie, proszę cię, nie możesz mnie zostawić- cicho szeptałam do niego. łapiąc go za rękę, chwilę popatrzyłam w jego zamknięte oczy, po czym odwróciłam się do lekarzy obserwujący całe zdarzenie.
- On żyję.
- Panno Kate...
- Niech pan lekarz łapię za te elektryczne cegły, czy co to jest, i niech go pan ratuję. ja wiem, ze on żyję, czuję to.
Westchnął. Wykonał moje polecenie. Nie udało się.
- jeszcze raz- rozkazałam
Nie udało się
- jeszcze raz
Również się nie udało. Podeszłam do Jasona, całując go w nos, łapiąc go za rękę.
- Ostatni raz, proszę.
Wykonawszy mój rozkaz, usłyszałam puls. z monitoru wydobywał się powolny, przerywający się dźwięk. Serce prawie wyskoczyło mi z ciała. Udało się!
- Pielęgniarki natychmiast pobiegły po kartę zdrowia. Wszyscy wykonali swoją dalszą pracę, Wygoniono mnie z sali.
- To jest cud- powiedział facet, kiedy skończył robić badania- Panie James, szkoda że nie był pan światkiem tego wzruszającego zdarzenia. ta młoda panna uratowała go, przywróciła do życia!
Czarnowłosy popatrzył na mnie, jakbym miała co najmniej pięć głów.

7 komentarzy:

  1. Aaaa ! @wiktoriamaciszk

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurwa! Zawał na miejscu... Cud! To jest cud! On żyje.. Nawet nie wiesz jak się ciesze! ;)))
    Czekam na nn;*

    OdpowiedzUsuń
  3. AAA AAA cud hura chyba dostane zawału ze szczęścia mam banana na twarzy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. :( super ze zyje :D
    uwirz ze nie jestem automatem hahahah

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudoo kiedy nn ??

    OdpowiedzUsuń